Odfrunął Andrzej

Andrzej Roman - 1927 – 2011 wybitny dziennikarz, znawca Warszawy, autor wielu książek

Publikacja: 20.12.2011 00:01

Odfrunął Andrzej

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Rozmowa z nim była lepszym lekarstwem na stres niż wizyta u psychoterapeuty. Nigdy nie widziałem Andrzeja zdenerwowanego, zawsze miał klasę, styl i zupełnie niepasujący do pośpiesznej codzienności wdzięk. Nieżyczliwi twierdzili, że stoi za nim głównie kawiarnia, ale to nieprawda. Kawiarnia stała też, ale nie tylko.

Poważne teksty o Andrzeju Romanie napiszą zapewne ci, z którymi się przyjaźnił – jego kuzyn profesor Zbigniew Brzeziński, któryś z wielkich aktorów, bohaterów książki „Komedianci" (bestseller stanu wojennego), czy Jerzy Iwaszkiewicz, bo on też pamięta Warszawę Hłaski i Tyrmanda. My, dużo młodsi, możemy wspominać już trochę innego Andrzeja, za którym szła sława zrodzona w Kameralnej czasów Bieruta i Gomułki.

Pierwszy raz zobaczyłem Go na kortach Legii, gdzie grywał i oczywiście przychodził na mecze reprezentacji Polski. Ale bliżej poznaliśmy się w Paryżu podczas tenisowego turnieju Roland Garros, na który jeździł od zawsze. On był tam u siebie, po bulwarze Saint Germain szedł jak po Krakowskim Przedmieściu, my byliśmy wciąż trochę spięci i spoceni po siermiężnym socjalizmie. Kiedy w drugim tygodniu turnieju poławiacze ostryg serwowali je za darmo, patrzyliśmy na niego, a on gasił papierosa i szedł do stołówki na frytki z kotletem i deser, bo ostryg nie znosił.

Młodszych przekonywał, że w Warszawie na mecz Polonii  idzie się jak do kościoła

W jego pokoju – tym, który się w sobotę spalił – na honorowym miejscu stały tenisówki Pete'a Samprasa, które dostał w prezencie. Pokazywał je wszystkim jak skarb. Trochę się dziwiliśmy, bo to był taki staroświecki dowód miłości, ale przestałem się dziwić, gdy kiedyś w niedzielę zapytał, czy idę na mecz Polonii, która grała wtedy w III lidze. I ja, prowincjusz, powiedziałem lekceważąco: – Andrzeju, przecież oni grają beznadziejnie! A on całkiem poważnie: – W Warszawie na Polonię idzie się jak do kościoła. I poszliśmy, i chodzę do dziś.

Andrzej miał jeszcze jedną ujmującą cechę – nie zazdrościł, rzadko mówił źle o ludziach. Gdy komuś z nas udało się coś dobrego napisać, dzwonił i chwalił. Przyjemność była podwójna, bo Andrzej to był także głos. Fantastyczny, nie do pomylenia z żadnym innym. Do dziś mam w uszach, jak z mikrofonem w dłoni opowiada kibicom na kortach Legii przed meczem Polska – Włochy o sławnych gościach. W drugiej ręce trzymał papierosa, jest nawet takie zdjęcie.

Swoją książkę o najbarwniejszych postaciach stolicy „Czterdziestu Wspaniałych" Andrzej zaczął tak: „Rozdziały mają tu ludzie, którzy odfrunęli. Skąd to niefrasobliwe słowo? Bardziej mi pasuje niż inne, większość z nich była ptakami w burzliwym pejzażu naszego miasta. Bez nich Warszawa byłaby o wiele smutniejsza".

On też był takim ptakiem i odfrunął.

Rozmowa z nim była lepszym lekarstwem na stres niż wizyta u psychoterapeuty. Nigdy nie widziałem Andrzeja zdenerwowanego, zawsze miał klasę, styl i zupełnie niepasujący do pośpiesznej codzienności wdzięk. Nieżyczliwi twierdzili, że stoi za nim głównie kawiarnia, ale to nieprawda. Kawiarnia stała też, ale nie tylko.

Poważne teksty o Andrzeju Romanie napiszą zapewne ci, z którymi się przyjaźnił – jego kuzyn profesor Zbigniew Brzeziński, któryś z wielkich aktorów, bohaterów książki „Komedianci" (bestseller stanu wojennego), czy Jerzy Iwaszkiewicz, bo on też pamięta Warszawę Hłaski i Tyrmanda. My, dużo młodsi, możemy wspominać już trochę innego Andrzeja, za którym szła sława zrodzona w Kameralnej czasów Bieruta i Gomułki.

Tenis
Iga Świątek ogłosiła zmiany w sztabie. Koniec czteroletniej współpracy
Tenis
Kim w sztabie Huberta Hurkacza będzie Ivan Lendl, a kim Nicolás Massú?
Tenis
Sprawa Igi Świątek. Jajko też może być zanieczyszczone środkami dopingującymi
Tenis
Hubert Hurkacz ogłosił nazwiska nowych trenerów
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Tenis
Słowa wsparcia, chłodna analiza, gorzka ironia. Reakcje na sprawę Igi Świątek
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska