„Rz": Zmienia pan w tym sezonie marszrutę. Zazwyczaj z Melbourne leciał pan do Santiago i poczynając od Chile zaczynał tournee po Ameryce Południowej. A teraz będzie powrót do Europy. Zmiana wynika z troski o zdrowie?
Łukasz Kubot:
Wyciągnęliśmy wnioski z poprzednich eskapad. W Ameryce Południowej musiałem często się przemieszczać samolotami. Częste podróże odbiły się negatywnie na moim organizmie, dlatego próbujemy z trenerem czegoś innego. Druga część sezonu była dla mnie makabrą, bo odczuwałem ogromne zmęczenie. Ponadto pomiędzy turnieje w Ameryce Południowej włożony jest w tym roku Puchar Davisa (Polska zagra z Madagaskarem w Arenie Ursynów). Nie wiem czy przemieszczanie się pomiędzy kontynentami byłoby sensowne. Nie mam pojęcia czy gra w 3 turniejach w Ameryce Płd byłaby opłacalna. Ponadto w tym roku nie muszę przebijać się przez eliminacje w dużych turniejach. Mam tu na myśli singla w Indian Wells i Miami. Mam poważne zamiary w singlu. Wracam do Europy. Będę chciał się jak najlepiej przygotować do turnieju w Zagrzebiu. Następnie zagram w głównym turnieju w Rotterdamie i w Memphis. Rozważam jeszcze występ w turnieju w Delray Beach lub w Acapulco. Co prawda oznaczałoby to konieczność zmiany nawierzchni z hard court na ziemię, ale w Meksyku zawsze dobrze mi się grało. A turniej w Acapulco zawsze jest bardzo dobrze obsadzony, więc warto powalczyć tam o najwyższe laury. Co prawda rozczarowałem w Australii, bo odpadłem już po 3 dniach turnieju (w singlu Kubot przegrał w I rundzie z Nicolasem Almagro – red.). Dawno nie kończyłem gry w Melbourne w pierwszym tygodniu, ale takie jest życie. Trzeba się ciągle uczyć, a prawda jest taka, że szczęście sprzyja przygotowanym. Najwyraźniej muszę jeszcze pilniej trenować, bardziej się starać, poprawić kilka elementów.
Gra z Hiszpanem Marcelem Granollersem to zupełnie nowy rozdział w pana deblowym życiorysie?
Marcel to bardzo dobry zawodnik. Ma duże doświadczenie, które nie ogranicza się tylko do gry singlowej. Rozegraliśmy razem dwa dobre mecze, jeden w Sydney, drugi w Melbourne. Nie chcę się tłumaczyć, że zabrakło nam w Australian Open szczęścia czy zgrania, nasi przeciwnicy, Santiago Gonzalez i Christopher Kas zagrali bardzo dobrze. Najważniejsze, że daliśmy z siebie wszystko, nie można nam zarzucić braku ambicji. Na razie byliśmy umówieni tylko na Australię. Nie wiem czy nasze drogi jeszcze w przyszłości się zejdą. Na razie chcę spokojnie wrócić do Europy i przygotować się do turniejów w hali.