W pierwszej rundzie niemal odpadła, w finale z Niemką Julią Goerges wygrała 7:5, 6:4, raczej bez większych obaw o wynik. W poniedziałek Agnieszka Radwańska po raz pierwszy w karierze będzie numerem 5 w rankingu WTA.
Finał miał momenty ciekawe, ale rytm walki wyznaczały głównie błędy Niemki. Kiedy się denerwowała, przegrywała szybciej. Cała reszta to spokój i pewna ręka Radwańskiej, nawet wtedy, gdy Goerges w drugim secie odrobiła trochę dystansu, z 1:4 do 3:4.
– Ucieszyłam się tak bardzo po ostatniej piłce, bo pamiętałam, jak blisko porażki byłam podczas meczu z Aleksandrą Woźniak. Myślę, że dziś wieczorem grałam znacznie lepiej. Julia uderzała mocno, jej forhend to wielka broń – mówiła Polka.
Zdobyła tytuł i srebrne trofeum, które w jedenastoletniej historii turnieju trzymały w dłoniach tylko Martina Hingis, Amelie Mauresmo, Justine Henin (cztery razy), Venus Williams, Lindsay Davenport, Jelena Dementiewa i Karolina Woźniacka.
Awans Polki na piąte miejsce na świecie, przed Samanthę Stosur, to dużo, ale Agnieszka nie wyolbrzymiała tego sukcesu. – Pięknie, lecz do numeru 1 jest jeszcze daleka droga. Tak naprawdę nie myślę wiele o tym awansie, tylko o tym, by grać jak najlepiej w dużych turniejach – podsumowała. Przed Agnieszką jest teraz Woźniacka, która bronić będzie w Indian Wells wielu punktów za ubiegłoroczne zwycięstwo. Nie obroni – Polka będzie blisko.