Tenisowy ogród w dolinie otoczonej pasmami górskimi południowej Kalifornii ma zaledwie 12 lat. Sam turniej jest starszy o ćwierć wieku, jego nowe miejsce wymyślił Charlie Pasarell, w latach 60. pierwsza rakieta USA. Znalazł fundusze, miał wizję i odwagę, by w miejscowości liczącej 4 tys. mieszkańców zbudować nowoczesny ośrodek z 23 kortami i wielkim stadionem na 16 100 widzów.
Nie zbankrutował, ośrodek szkoli tysiące amatorów, a zawody w Indian Wells zyskały renomę stosowną do wielkości stadionu. Od grudnia 2009 roku właścicielem turnieju został Larry Ellison, twórca i prezes giganta informatycznego – firmy Oracle, znany także z pasji żeglarskiej i zdobycia Pucharu Ameryki. Zapłacił 100 mln dolarów. Pozostawił Pasarella i jego firmę w roli zarządzających, głównie dlatego, że ambicją obu jest dorównanie Wielkim Szlemom. W dziedzinie techniki mają w Indian Wells nawet więcej niż Paryż, czy Londyn – w pełni oświetlone korty, większość z systemem „jastrzębiego oka", wielkie ekrany, świetny stadion.
Pogoda też jest gwarantowana, w tej części Kalifornii słońce świeci 354 dni w roku. Przeszkadza jedynie pył pustyni i marcowy termin – w tym samym czasie odbywają się finały rozgrywek koszykówki uniwersyteckiej. Turniej wyrasta znacznie ponad tygodniową normę – trwa 12 dni w części kobiecej i 11 w męskiej, w drabinkach singlowych jest 96 miejsc,w deblowych 32, zwycięzcy singla dostaną po milionie dolarów, mistrzowie debla – 241 tysięcy.
Przyjeżdżają więc na pustynię wszyscy zdrowi i zdrowe. Jedynymi, które omijają to miejsce są obrażone w 2001 roku przez publiczność siostry Williams, które uznały, że gwizdy i buczenie to przejaw rasizmu i obiecały, że ich noga w Indian Wells więcej nie postanie. Sam Larry Ellison próbował je przeprosić, ale bez skutku. Polskie sławy nie omijają Kalifornii.
Agnieszka Radwańska (5. WTA) ma wolny los w pierwszej rundzie, w następnej zmierzy się z Soraną Cirsteą (Rumunia) lub Ivetą Benesovą (Czechy) – tenisistkami z piątej dziesiątki rankingu WTA. Ten mecz najwcześniej w piątek. Łukasz Kubot (52. ATP) trafił na Ivo Karlovicia (Chorwacja), z którym dwa razy wygrał, ostatnio w Wimbledonie. Urszula Radwańska (85. WTA) po raz trzeci dostała od organizatorów dziką kartę.