Strach miał wielkie oczy. Losowanie miało być złe, a jak na razie przeciwniczki rozwijają przed Agnieszką Radwańską czerwony dywan, po którym ona idzie pewnie, jak na wschodzącą gwiazdę przystało. Zwycięstwo 6:2, 6:3 nad anemiczną Venus nie cieszyłoby tak bardzo, gdyby nie to, że tenisistka z Krakowa gra pewnie, nie popełnia prostych błędów i bardzo dobrze serwuje.
To jest już zupełnie inna kobieta od tej, która dwa lata temu odzywała się do ojca językiem woźnicy, a rok temu też nie była wobec niego przesadnie czuła (z wzajemnością). Spokój w głowie, zwycięstwa na korcie, trzecia pozycja w światowym rankingu – taka jest teraz Radwańska i z tą nową Agnieszką zagra jutro kolejna niegdysiejsza sława – Swietłana Kuzniecowa. Bilans spotkań jest dla Polki niekorzystny, ale to nie ma znaczenia, bo dziś to już inna Agnieszka i inna Swietłana (28. WTA). A następna w kolejce może być Ana Ivanović – też triumfatorka Roland Garros (Kuzniecowa wygrała w roku 2009, Ivanović rok wcześniej). Radwańska pytana o to, co sprawiło, że udaje się jej dzisiaj to, co kiedyś się nie udawało, odpowiedziała: – Doświadczenie jest najważniejsze.
Chociaż jedna Polka mądra przed szkodą.
Upokorzona Venus to nie była wczoraj jedyna nasza satysfakcja. Mecz drugiej rundy wygrał też Łukasz Kubot, który pokonał Francuza Florenta Serrę 7:6 (7-0), 6:2, 7:6 (7-4), pokazując wszystkie swe walory plus bajeczne skróty. –One dały mi zwycięstwo. Nie jest to dla mnie broń nowa, już juniorzy twierdzili, że mam miedziany skrót – mówił Kubot (tenisista z Lubina jest sponsorowany przez KGHM). Jego kolejnym rywalem będzie zapewne młody Belg David Goffin, który prowadzi w piątym secie z francuskim weteranem Arnaudem Clementem 5:1 (mecz przerwano z powodu deszczu).
Kiedy w roku 1997 siostry Williams pokazały się światu, zapytano Venus, czy jej zdaniem w przyszłości sprawa pierwszego miejsca w rankingu decydowała się będzie w meczach pomiędzy nią, Jennifer Capriati i Martiną Hingis. „Nie, o tym będą decydowały mecze między mną i moją siostrą" – odpowiedziała nastolatka, a dziennikarze w Miami wybuchnęli śmiechem, jak wspomina w swej kronice Philippe Bouin, przez lata pierwsze tenisowe pióro gazety „L'Equipe". Dalszy ciąg znamy – Hingis odeszła, bo była wobec sióstr bezradna, i córki Richarda Williamsa zaczęły nową erę, której znakiem firmowym był strach rywalek. Wiele wskazuje, że ta epoka się kończy. Siostry grają mało i choć zapewniają, że motywacji im nie brakuje, trudno w to uwierzyć.