Krzysztof Rawa z Londynu
Pierwszy rzut oka na Magdalenę Rybarikovą od razu przynosi skojarzenie z Danielą Hantuchovą. Też wysoka, też bardzo wiotka, choć nie aż tak, by przewrócić się od wymachu rakiety. Radwańska wygrała z nią 6:3, 6:3, miała widoczną przewagę, ale trochę za szybko chciała kończyć mecz i szła drogą na skróty, co nie dawało efektu. Solidna słowacka szkoła nakazuje biegać do siatki także wysokim dziewczynom. Grę przedłużyło również opatrywanie kolana Słowaczki po upadku w drugim secie.
– Kort wcale nie był szybki, trawa gęsta, dlatego mecz był dość długi, godzina i 37 minut. Nie było chyba źle, poprawa po Eastbourne jest widoczna. Tam naprawdę dopadło mnie półroczne zmęczenie. Odpoczęłam, pogoda także wymusiła przerwę i pomogło. Zdrowie jest, jak coś boli, to nic poważnego, plastry na ciele są, ale pochowane. Na losowanie nie narzekam – to była ocena początku turnieju przez Agnieszkę.
Olimpijskie marzenia najlepsza z Polek na razie od siebie odsuwa. – Na pewno w czasie igrzysk zagram w singlu i deblu z siostrą, ale dobrze mieć też plan B, czyli mikst, jeśli, odpukać, coś pójdzie nie tak. Zapiszę się do gry z partnerem w ostatniej chwili, jest taka możliwość. Ale na razie o medalach zupełnie nie myślę. Po co mi dziś dodatkowa presja, i tak mi jej nie brakuje – mówiła po meczu z Rybarikovą.
W drugiej rundzie Agnieszka miała walczyć z Venus Williams, tak jak niedawno w Paryżu, ale żadnych analogii nie będzie. Niewiele ponad godzinę po meczu Polki trzeba było pożegnać pięciokrotną mistrzynię Wimbledonu, która przegrała z Jeleną Wiesniną 1:6, 3:6. Opuściła kort nr 2 ze zwieszoną głową.