Turniej ATP w Paryżu: Janowicz pokonał Murraya

Jerzy Janowicz wygrał w Paryżu Andym Murrayem 5:7, 7:6 (7-4), 6:2

Aktualizacja: 02.11.2012 01:39 Publikacja: 01.11.2012 16:47

Jerzy Janowicz ma 22 lata, w tym sezonie awansował do czołowej setki rankingu ATP i śmiało idzie dal

Jerzy Janowicz ma 22 lata, w tym sezonie awansował do czołowej setki rankingu ATP i śmiało idzie dalej. W pojedynku ?z Murrayem obronił meczbola. W ćwierćfinale rywalem Polaka będzie Serb Janko Tipsarević

Foto: PAP/EPA

Grał rewelacyjnie i wygrał rewelacyjnie. Trzy sety walki, ale tylko w dwóch można było mówić, że mecz był wyrównany. Polak pokonał mistrza olimpijskiego i tegorocznego mistrza US Open w 1/16 finału turnieju z cyklu Masters Series, nie trzeba dodawać, że to największy sukces w karierze Janowicza.

Przeszedł eliminacje, przeszedł dwie rundy, wygrywając z Niemcem Philippem Kohlschreiberem i Chorwatem Marinem Ciliciem – odpowiednio 19. i 15. rakietą świata.
Gdy we wtorek dostał zaproszenie na trening z Serbem Novakiem Djokoviciem, widać było, że już te dwa zwycięstwa zrobiły ogromne wrażenie na wielkich z tenisowego światka.
Z Murrayem zagrał tak jak z poprzednikami – z niezwykłą swobodą, odważnie i, jak na 21-letniego człowieka – bardzo dojrzale.

Próba charakteru

„Jerzyk”, jak mówią bliscy i dalsi znajomi, świetnie wie, że jego siłą jest serwis i wszechstronny atak. W hali Bercy męczył rywali nie tylko potężnym podaniem (ponad 220 km/godz., miał 22 asy), ale także znakomitymi skrótami, które zaskakiwały nawet takiego mistrza taktyki i biegania jak Szkot.

Polak wytrzymał też twardą próbę charakteru – Murray miał meczbola, prowadził 7:5, 5:4, 40:30 i serwował. Wydawało się, że to mu wystarczy do awansu, ale nie w czwartek. Tego dnia Janowicz nie bał się nikogo i niczego, obronił piłkę meczową, wyrównał i w tie breaku zdobył seta.

Ostatnia część meczu była popisem polskiego tenisisty. Prowadzenie 4:1, nieustanny atak, Andy Murray wyraźnie stracił pomysł na wygraną z natchnionym rywalem. Po dwóch godzinach i 24 minutach Jerzy Janowicz mógł cieszyć się ze zwycięstwa z trzecią rakietą świata.

W ćwierćfinale Polak zagra z Serbem Janko Tipsareviciem (9 ATP). Transmisja na jednym ze sportowych kanałów Polsatu.

Jerzy Janowicz to chłopak z Łodzi, rodzina jest mocno sportowa, rodzice Anna i Jerzy grali nieźle w siatkówkę. Na szczyt tenisa wspinał się polską drogą: najpierw wsparcie rodziny i pomoc Polskiego Związku Tenisowego dały mu szanse startu w turniejach juniorskich. Sukcesy wśród rówieśników były na szczęście dość znaczne: juniorskie finały US Open (2007) i Roland Garros (2008).

Jerzykowi przepowiadano karierę tenisowego bombardiera głównie dlatego, że szybko rósł (dziś ma 203 cm) i miał też szybką rękę. No i odrobinę życiowej nonszalancji, która może zarówno pomagać, jak i przeszkadzać w karierze.

Przejście od poziomu juniora do seniora zawsze jest trudne, rodzina znów poświęcała wiele, by Jerzyk mógł wyjeżdżać na turnieje, szukała sponsorów, ale dzikie karty na polskie challengery i podróże po turniejach ITF nie są szybką przepustką do sławy i pieniędzy.
Janowicz próbował i wykazał sporo cierpliwości. Dał się zauważyć w Polsce, gdy w turnieju KGHM we Wrocławiu nieoczekiwanie pokonał rozstawionego z numerem 1 Francuza Nicolasa Mahuta. W tym samym 2008 roku wygrał w meczu daviscupowym z Maksem Mirnym.

Fiński pomysł

Jednak te wyczyny nie przesłaniały faktu, że często także przegrywał i przez dwa lata nie mógł wydostać się z czwartej setki rankingu ATP.

Dwa kolejne lata spędził walcząc w trochę lepiej płatnych challengerach i powoli piął się w górę, choć trudno nazwać skokiem awans na 221. miejsce rankingu ATP w końcu 2011 roku.
Przełom przyszedł w tym sezonie. Trzy wygrane turnieje, choć niewielkie, patrząc w skali cyklu ATP, dały mu miejsce w pierwszej setce klasyfikacji i trochę więcej nadziei. Dobrze wypadł w Wimbledonie, gdzie w trzeciej rundzie omal nie wyeliminował Niemca Floriana Mayera.

Przed startem w Paryżu był 69., tydzień wcześniej na krótko wyprzedził Łukasza Kubota, zabrał mu tytuł najlepszego polskiego singlisty.

Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, skąd biorą się takie eksplozje umiejętności. Sukces Janowicza na pewno trzeba łączyć z zatrudnieniem solidnego trenera Kimiego Tiilikainena.
Fin miał dobry pomysł na młodego Polaka, kazał mu uwierzyć, że nie jest tenisistą jednowymiarowym, że serwis serwisem, ale liczy się taktyka, pomysł i ciekawa gra.

Druga duża zmiana to większy spokój w grze. Janowicz nadal potrafi cisnąć rakietą, posłać grube słowo czy bić się rakietą w czoło, ale potrafi też zacisnąć zęby i grać twardo, gdy mu nie idzie. Po tegorocznych meczach Pucharu Davisa (jest już reprezentantem pełną gębą, liderem, gdy w kadrze nie ma Kubota) mówił skromnie, że pomogła mu też zmiana rakiety.

Odwaga popłaca

Po wrześniowym turnieju w Szczecinie, gdzie odpadł przed finałem, obiecywał polskim dziennikarzom, że jeszcze nie kończy sezonu, że zamierza podbijać świat challengerów i zarobić trochę punktów, zerkając także na większe turnieje ATP. Odwaga popłaca.

Jeszcze przed przyjazdem do Paryża był jednym z nominowanych do tytułu tego, który w mijającym sezonie zasłużył na nagrodę za największy postęp. Wygląda na to, że asami i skrótami w paryskiej hali potwierdził słuszność tej nominacji.

Od poniedziałku awansuje niemal na pewno do grona 50 najlepszych tenisistów świata. Trochę to smutna wiadomość dla szczecińskiego challengera, ale za rok Jerzyk chyba tam nie wróci.

Grał rewelacyjnie i wygrał rewelacyjnie. Trzy sety walki, ale tylko w dwóch można było mówić, że mecz był wyrównany. Polak pokonał mistrza olimpijskiego i tegorocznego mistrza US Open w 1/16 finału turnieju z cyklu Masters Series, nie trzeba dodawać, że to największy sukces w karierze Janowicza.

Przeszedł eliminacje, przeszedł dwie rundy, wygrywając z Niemcem Philippem Kohlschreiberem i Chorwatem Marinem Ciliciem – odpowiednio 19. i 15. rakietą świata.
Gdy we wtorek dostał zaproszenie na trening z Serbem Novakiem Djokoviciem, widać było, że już te dwa zwycięstwa zrobiły ogromne wrażenie na wielkich z tenisowego światka.
Z Murrayem zagrał tak jak z poprzednikami – z niezwykłą swobodą, odważnie i, jak na 21-letniego człowieka – bardzo dojrzale.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?