W niedzielę finał Australian Open

Po pięciu setach i zwycięstwie nad Rogerem Federerem Andy Murray stanie w niedzielnym finale przeciw Novakovi Djokoviciowi

Publikacja: 25.01.2013 20:19

Andy Murray pierwszy wielkoszlemowy tytuł wygrał w ubiegłym roku w Nowym Jorku, a przedtem było olim

Andy Murray pierwszy wielkoszlemowy tytuł wygrał w ubiegłym roku w Nowym Jorku, a przedtem było olimpijskie zwycięstwo

Foto: AFP

Szkot był mocniejszy, bardziej wytrzymały, lepiej serwował, a jednak półfinał ze Szwajcarem przeciągnął się do czterech godzin. Były chwile, w których Federer czarował jak za dawnych lat i stadion żałował, że były mistrz pożegnał się z turniejem. Statystyka jednak nie kłamała, więcej punktów zdobył Murray, wygrał 6:4, 6:7 (5-7), 6:3, 6:7 (2-7), 6:2.

Trzeba to przypomnieć: Roger Federer po raz pierwszy przegrał ze szkockim tenisistą w Wielkim Szlemie. Grali trzy razy (dwa razy w finałach) i magia zawsze zwyciężała, choć w ubiegłorocznym Wimbledonie już tylko o włos. Teraz na niebieski kort wyszedł Murray zwycięzca, mistrz US Open i mistrz olimpijski, twardszy i młodszy, wiek w końcu zaczyna mieć znaczenie.

Od pierwszych piłek był tym, który nadawał ton rywalizacji. Właściwie potknął się tylko raz, w czwartym secie, gdy prowadził 6:5. Miał serwis w garści, w piątek niemal niezawodną broń. Po jednej z wymian między tenisistami zaiskrzyło, Federer coś burknął, rywal odpowiedział nie całkiem elegancko, irytacja pomogła Szwajcarowi tak bardzo, że zagrał kilka najlepszych piłek w meczu, a w tie-breaku jeszcze wzmocnił tempo.

W tym spotkaniu pięć setów oznaczało jednak o jednego za dużo dla starszego z tenisistów. Jedno przełamanie za drugim i półfinał kończył się bez emocji. Federer się uśmiechnął, Murray nadal się trochę srożył, choć już nie musiał. Starczyło mu jednak spokoju, by przyznać Jimowi Courierowi: – Czasem grałem jak ze ścianą, w czwartym secie Roger odbił kilka niesamowitych piłek. Musiałem niemal ryć w korcie, by dostać to zwycięstwo. Tak, nerwy trochę mnie zżerały, ale to dlatego, że on czasami grał po prostu świetnie.

Sobie Andy nie musiał wiele zarzucać. Serwis, zwłaszcza w pierwszej części meczu, chwalili wszyscy. Taktyka wypisana czytelnie na treningowym podkoszulku: przygotuj, atakuj, zniszcz – zdawała egzamin. Gdy doszły widoczne sygnały o lekkim wyczerpaniu Szwajcara (intensywny ćwierćfinał z Tsongą), nawet kłopoty Murraya w tie-breakach nie wydawały się bardzo groźne dla końcowego wyniku.

Ludzie bili brawa pokonanemu długo, bo wiedzieli dobrze: Federer schodzący z kortu po porażce to wciąż jest widok rzadki. Dla dobra tenisa męskiego, dla sportu jego obecność wśród wielkiej czwórki powinna trwać jak najdłużej.

– Nie widziałem meczu Novaka z Davidem Ferrerem. Tylko słyszałem, że grał doskonale. Djoković świetnie się porusza po korcie, odbija niemal wszystkie piłki, muszę szykować się na wielki ból. Mam nadzieję, że ten bolesny mecz będzie także meczem dobrym – mówił Murray pytany o finał.

Wróżyć można na wiele sposobów, wyraźnego kandydata do tytułu nie ma, choć wrażenie, jakie zrobił Serb, zdaje się znów wskazywać na niego. Na 17 spotkań z Murrayem wygrał 10, w Wielkim Szlemie też prowadzi 2-1, choć w finałach (Australian Open 2011 i US Open 2012) są na remis.

Zaczynali razem w cyklu juniorskim, Djoković jest tylko o tydzień młodszy, ale do tej pory wygrał więcej. Gdyby lepszy był Serb, będzie pierwszym w erze zawodowej, który wygrał w Australii trzy razy z rzędu. Gdyby zwyciężył Szkot, to zaprzeczy starej regule mówiącej, że pierwszy tytuł wielkoszlemowy bardzo trudno od razu poprzeć następnym. Ostatnim, który to zrobił, był Lew Hoad w 1956 roku. Początek finału w niedzielę o 9.30.

Już w piątek rozpoczęło się wręczanie najcenniejszych pucharów. Mistrzyniami debla zostały Sara Errani i Roberta Vinci, po ciekawym meczu z lokalną parą Ashleigh Barty i Casey Dellacqua. Włoszki to dziś najlepsza para świata, w ubiegłym roku zwyciężyły w Roland Garros i US Open. W singlu w Melbourne wypadły słabo, w deblu za to biorą, ile udźwigną. Australijki trochę osłodziły widzom porażki singlowe. Młodsza z pary finalistek Ashleigh Barty ma dopiero 16 lat, więc może jednak jest nadzieja na piękne dni tenisa na antypodach. Za tytuł w deblu wręczono 475 tys. dolarów, za udział w finale 227,25 tys. Barty zarobiła wcześniej w tym roku 3400 dol., jej koleżanka – 5200.

W półfinale miksta Marcin Matkowski i Kveta Peschke przegrali z czeską parą Lucie Hradecka i Frantisek Cermak 6:3, 5:7, 7-10. W tie-breaku było już 7-5 dla Polaka i Czeszki, ale na tej przewadze skończyła się ich dobra passa. – Byliśmy lepsi, ale mikst to taka gra, w której wszystko może się zdarzyć – mówił Matkowski – i to musi wystarczyć za wyjaśnienie, że 14. polskiego udziału w wielkoszlemowym finale na razie nie będzie.

Turniej pokazuje Eurosport.

Mężczyźni

– 1/2 finału: A. Murray (W. Brytania, 3) – R. Federer (Szwajcaria, 2) 6:4, 6:7 (5-7), 6:3, 6:7 (2-7), 6:2

Debel kobiet

– finał: S. Errani, R. Vinci (Włochy, 1) – A. Barty, C. Dellacqua (Australia) 6:2, 3:6, 6:2.

Mikst

– 1/2 finału: J. Gajdosova, M. Ebden (Australia) – J. Szwedowa, D. Istomin (Kazachstan, Uzbekistan) 7:5, 7:6 (7-5); L. Hradecka, F. Cermak (Czechy) – K. Peschke, M. Matkowski (Czechy, Polska) 3:6, 7:5, 10-7.

Tenis
Emma Navarro. Córka miliardera wybrała tenis i idzie własną drogą
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Tenis
Novak Djoković – Carlos Alcaraz. Produkt klasy premium
Australian Open
Sensacyjna porażka Coco Gauff. Kim jest Paula Badosa, która była kiedyś jak zepsuta zabawka?
Tenis
Iga Świątek i doping. Światowa Agencja Antydopingowa podjęła decyzję
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Tenis
Bezlitosna Iga Świątek. Pędzi przez Australian Open jak kolej wysokich prędkości
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego