Dziś o 16 w najsłynniejszym zabytku wrocławskiego modernizmu najpierw piłki odbiją Jerzy Janowicz i Blaż Kavcić, po nich na kort wyjdą Łukasz Kubot i Grega Żemlja. W sobotę o 14 debel (ze strony polskiej Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski, z drugiej Kavcić i Żemlja), w niedzielę od południa pozostałe dwa single, jak każe tradycja i regulaminy.
Mecz – I runda rozgrywek w Grupie I strefy euro-afrykańskiej – zapowiadany jest jako dobry start do osiągnięcia Grupy Światowej. W praktyce zwycięstwo oznacza przejście tylko 1/3 drogi. Drugi etap to mecz w lipcu z Republiką Południowej Afryki (ta drużyna otrzymała na początek wolny los). Dopiero drugie zwycięstwo otwiera możliwość gry we wrześniu w barażu o Grupę Światową z tymi, którzy wypadną z elity zespołowego tenisa.
O tenisie słoweńskim w Pucharze Davisa można mówić, zgodnie z zapisem historii, od 1993 roku. Wcześniej słoweńskie tenisistki i tenisiści startowali na rzecz Jugosławii. Najwięcej sławy zdobyła wtedy Mima Jaušovec z Mariboru, która w 1977 roku wygrała wielkoszlemowe mistrzostwa w Paryżu, dotarła też do 6. miejsca rankingu WTA. Była wybitną specjalistką od gry na czerwonej mączce, w finale turnieju Rolanda Garrosa grała jeszcze dwa razy, do tego w 1978 roku została także paryską mistrzynią debla.
O słoweńskich mistrzach rakiety słychać znacznie mniej. Iztok Bożić, Borut Urh, Marko Tkalec, Andrej Kracman – to są postaci, które w latach 90. zaczynały marsz w górę w rozgrywkach Pucharu Davisa. Z tego pokolenia jest także kapitan drużyny Blaż Trupej, który z Iztokiem Bożiciem zdążył zagrać, ale bez powodzenia, w pierwszej rundzie turnieju olimpijskiego w Barcelonie. Młodsi, czyli ci, którzy przyjechali do Wrocławia, radzą sobie już nieco lepiej w świecie zawodowym, ranking to pokazuje, choć o zwycięstwach Słoweńców w turniejach ATP Tour jeszcze mało słychać.
Trudno jednak nie zauważyć, że bez specjalnego rozgłosu Słowenia dotarła na 31. miejsce rankingu drużynowego Pucharu Davisa (Polska jest 38.), że ma trzech tenisistów w pierwszej setce rankingu ATP i czternastu w całej klasyfikacji. Takie statystyczne porównania z Janowiczem i spółką wcale nie wypadają źle, jeśli zauważyć, że za Jerzykiem i Łukaszem Kubotem wcale nie ma wielkiego tłoku. Słoweńcy dotarli do obecnego etapu rywalizacji jako ci, którzy zapewnili sobie utrzymanie w Grupie I – w ubiegłym roku pokonali 5:0 u siebie Danię, potem przegrali w Johannesburgu z RPA 1:4. Polacy przebili się od dołu rozgrywek. W Grupie II w 2012 roku wygrali kolejno 5:0 z Madagaskarem, 4:1 z Estonią i 3:2 z Białorusią. Do Grupy I awansowali już wcześniej kilka razy, ale przejście poza drugą rundę rozgrywek w tej fazie na razie jest niespełnionym marzeniem.