Arthur Lwie Serce

Minęło 20 lat od śmierci Arthura Ashe'a, niezwykłego sportowca, który dzielnie walczył na korcie, ale zrobił znacznie więcej poza nim

Aktualizacja: 08.02.2013 13:31 Publikacja: 08.02.2013 13:22

Arthur Lwie Serce

Foto: Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0

Gdy 6 lutego 1993 roku zmarł w nowojorskim szpitalu miał tylko 49 lat. Oficjalna przyczyna zgonu: zapalenie płuc będące komplikacją zakażenia krwi wirusem AIDS. Ujawnił światu chorobę niespełna rok wcześniej, a także przyczynę zakażenia – transfuzję krwi podczas operacji mózgu w 1988 roku. Prezydent Bill Clinton pośmiertnie przyznał mu Medal Wolności.

Do tenisowej legendy przeniosły go przede wszystkim trzy wielkoszlemowe zwycięstwa: w US Open (1968), Australian Open (1970) i w Wimbledonie (1975), przy których trzeba było zawsze dodać – jako pierwszy czarny tenisista, lub, wedle reguł poprawności politycznej, pierwszy Afro-Amerykanin. I na razie jedyny. Sukces w pierwszym w kronikach profesjonalnym turnieju US Open odniósł jako porucznik amerykańskiej armii i amatorski mistrz kraju. Zachował dłużej status amatora, by móc grać jeszcze w reprezentacji w Pucharze Davisa. Dlatego po finale na Forest Hills, w którym zwyciężył w pięciu setach Toma Okkera, odebrał 20 dolarów zwrotu dziennych kosztów, a jego rywal dostał główną nagrodę – 14 tysięcy. Wygrany z Jimmy'm Connorsem 6:1, 6:1, 5:7, 6:4 finał Wimbledonu stał się szczytem jego osiągnięć. Kilka dni przed 32. urodzinami pokonał o 10 lat młodszego rodaka, obrońcę tytułu, pewniaka u bukmacherów. Gazety pisały: umysł zwyciężył mięśnie.

To prawda, na agresję Connorsa odpowiedział sprytem, zmianą rytmu gry, podcinanym serwisem i nadzwyczajnym spokojem podczas przerw między gemami. Ten spokój najbardziej frustrował rywala. Ashe czasem przegrywał (w końcu to od wygranej ze słynnym Amerykaninem zaczęła się międzynarodowa kariera Wojciecha Fibaka), nie był największym z wielkich, ale swoje dla tenisa zrobił – wygrał 33 turnieje singlowe jako zawodowiec i 35 jako amator, był drugą rakietą świata w 1976 roku, 10 lat bronił barw USA w Pucharze Davisa (trzy razy wznosił w górę Srebrną Salaterę) i jeszcze 5 lat służył jako kapitan drużyny, wygrał finał dwukrotnie.

Był jednym z założycieli stowarzyszenia tenisistów profesjonalnych (ATP), przez lata jego przewodniczącym. Każdy potwierdzał, że tenis zyskał świetnego, inteligentnego i elokwentnego rzecznika. I świetnie ubranego – dodawali niektórzy. On, syn parkowego strażnika z Richmond, półsierota (matka zmarła jak miał 6 lat), który w latach młodości nie mógł grać z białymi rówieśnikami, z pomocą doktora Waltera Johnsona, lekarza, który kiedyś był także patronem mistrzyni Wimbledonu Althei Gibson, szybko złamał bariery rasowe. Gdy kończył liceum w St. Luis był już jednym z najlepszych juniorów w USA. Tenis dał mu stypendium na UCLA, wykorzystał je nie tylko do poprawienia gry (w Los Angeles spotkał doskonałych nauczycieli: Pancho Segurę i Pancho Gonzaleza), ale także do zdobycia dyplomu z zarządzania.

Kłopoty z sercem zaczęły się w lipcu 1979 roku, zasłabł chwilę po tym, jak bawił się w Nowym Jorku z dzieciakami nauką gry w tenisa. Przeszedł operację wszczepienia bajpasów. Zakończył czynną karierę zawodową w 1980 roku. Zaczął drugą, jako pierwszy czarny tenisowy milioner, członek rad nadzorczych znanych firm sportowych, ale także działacz na rzecz edukacji czarnej Ameryki, organizator protestów przeciw apartheidowi i wszelkim nierównościom społecznym. Z apartheidem walczył na swój sposób już jako tenisista – uparcie starał się o wizę na turniej w Afryce Południowej, w końcu po wielu odmowach, jako pierwszy czarny sportowiec otrzymał ją w 1973 roku. Pojechał, wygrał (z Okkerem) turniej deblowy, w singlu doszedł do finału z Connorsem. Został przyjacielem Nelsona Mandeli.

Między kolejnymi operacjami serca działał tak, jakby wcale nie był chory. Zapalony golfista, uznany mówca, autor artykułów w „The Washington Post", komentator telewizyjny w stacjach HBO i ABC, wreszcie autor monumentalnego trzytomowego dzieła „Trudna droga do sławy", 1600 stron historii czarnych sportowców w Ameryce. Dziennikarze pisali: „... gdyby Martin Luther King miał partnera deblowego, to byłby nim na pewno Arthur Ashe". W tym samym roku 1985 wprowadzony do tenisowego Międzynarodowego Holu Sławy i aresztowany za protesty przeciw polityce dyskryminacji. Jeszcze kilka miesięcy przed śmiercią, we wrześniu 1992 roku podczas US Open zapoczątkował stworzenie fundacji swego imienia, która wkrótce zebrała 5 mln dolarów na walkę z AIDS. Gdy projekt pomyślnie ruszył, Arthur Ashe poleciał do Waszyngtonu by zaprotestować przeciwko działaniom administracji George'a Busha, która deptała prawa uchodźców z Haiti. Znów wylądował w areszcie. Stał się ikoną czarnej Ameryki.

W dniu 20. rocznicy jego śmierci odbyła się aukcja pamiątek po nim. Paszport z 1973 roku, w którym jest słynna wiza do Afryki Południowej, poszedł za 4153 dolary. Medal za grę w wimbledońskim finale debla z 1971 roku za 21013 dolarów. Marynarka, w której stał podczas meczu juniorskiego Pucharu Davisa w 1962 roku została sprzedana za 13 045 dolarów. Większość dochodów z aukcji przeznaczono na Centrum Edukacyjne im. Arhura Ashe'a, które wciąż pomaga dzieciakom w zdobywaniu stypendiów, rozwoju sportowym, dba o ich zdrowie i codzienny byt. Największy stadion tenisowy na świecie, ten w Nowym Jorku, nazwano jego imieniem. Zostało także po Arthurze Ashe zdanie: „Z tego co dostajemy – możemy żyć, z tego co dajemy – tworzymy życie". I jeszcze: "Nie chcę być pamiętany z powodu moich osiągnięć tenisowych".

Gdy 6 lutego 1993 roku zmarł w nowojorskim szpitalu miał tylko 49 lat. Oficjalna przyczyna zgonu: zapalenie płuc będące komplikacją zakażenia krwi wirusem AIDS. Ujawnił światu chorobę niespełna rok wcześniej, a także przyczynę zakażenia – transfuzję krwi podczas operacji mózgu w 1988 roku. Prezydent Bill Clinton pośmiertnie przyznał mu Medal Wolności.

Do tenisowej legendy przeniosły go przede wszystkim trzy wielkoszlemowe zwycięstwa: w US Open (1968), Australian Open (1970) i w Wimbledonie (1975), przy których trzeba było zawsze dodać – jako pierwszy czarny tenisista, lub, wedle reguł poprawności politycznej, pierwszy Afro-Amerykanin. I na razie jedyny. Sukces w pierwszym w kronikach profesjonalnym turnieju US Open odniósł jako porucznik amerykańskiej armii i amatorski mistrz kraju. Zachował dłużej status amatora, by móc grać jeszcze w reprezentacji w Pucharze Davisa. Dlatego po finale na Forest Hills, w którym zwyciężył w pięciu setach Toma Okkera, odebrał 20 dolarów zwrotu dziennych kosztów, a jego rywal dostał główną nagrodę – 14 tysięcy. Wygrany z Jimmy'm Connorsem 6:1, 6:1, 5:7, 6:4 finał Wimbledonu stał się szczytem jego osiągnięć. Kilka dni przed 32. urodzinami pokonał o 10 lat młodszego rodaka, obrońcę tytułu, pewniaka u bukmacherów. Gazety pisały: umysł zwyciężył mięśnie.

Tenis
Qatar Open: Magda Linette gra dalej, Aryna Sabalenka i Coco Gauff wyeliminowane
Tenis
ATP 250 w Marsylii. Hubert Hurkacz w swoim żywiole
Tenis
WTA Doha. Iga Świątek wygrała z Marią Sakkari i zaczęła marsz po czwartego orła
Tenis
Belinda Bencic wygrała turniej w Abu Zabi. Tenisowe mamy wciąż mają się dobrze
Tenis
ATP Rotterdam. Piękna porażka Huberta Hurkacza z Carlosem Alcarazem