Gdy 6 lutego 1993 roku zmarł w nowojorskim szpitalu miał tylko 49 lat. Oficjalna przyczyna zgonu: zapalenie płuc będące komplikacją zakażenia krwi wirusem AIDS. Ujawnił światu chorobę niespełna rok wcześniej, a także przyczynę zakażenia – transfuzję krwi podczas operacji mózgu w 1988 roku. Prezydent Bill Clinton pośmiertnie przyznał mu Medal Wolności.
Do tenisowej legendy przeniosły go przede wszystkim trzy wielkoszlemowe zwycięstwa: w US Open (1968), Australian Open (1970) i w Wimbledonie (1975), przy których trzeba było zawsze dodać – jako pierwszy czarny tenisista, lub, wedle reguł poprawności politycznej, pierwszy Afro-Amerykanin. I na razie jedyny. Sukces w pierwszym w kronikach profesjonalnym turnieju US Open odniósł jako porucznik amerykańskiej armii i amatorski mistrz kraju. Zachował dłużej status amatora, by móc grać jeszcze w reprezentacji w Pucharze Davisa. Dlatego po finale na Forest Hills, w którym zwyciężył w pięciu setach Toma Okkera, odebrał 20 dolarów zwrotu dziennych kosztów, a jego rywal dostał główną nagrodę – 14 tysięcy. Wygrany z Jimmy'm Connorsem 6:1, 6:1, 5:7, 6:4 finał Wimbledonu stał się szczytem jego osiągnięć. Kilka dni przed 32. urodzinami pokonał o 10 lat młodszego rodaka, obrońcę tytułu, pewniaka u bukmacherów. Gazety pisały: umysł zwyciężył mięśnie.
To prawda, na agresję Connorsa odpowiedział sprytem, zmianą rytmu gry, podcinanym serwisem i nadzwyczajnym spokojem podczas przerw między gemami. Ten spokój najbardziej frustrował rywala. Ashe czasem przegrywał (w końcu to od wygranej ze słynnym Amerykaninem zaczęła się międzynarodowa kariera Wojciecha Fibaka), nie był największym z wielkich, ale swoje dla tenisa zrobił – wygrał 33 turnieje singlowe jako zawodowiec i 35 jako amator, był drugą rakietą świata w 1976 roku, 10 lat bronił barw USA w Pucharze Davisa (trzy razy wznosił w górę Srebrną Salaterę) i jeszcze 5 lat służył jako kapitan drużyny, wygrał finał dwukrotnie.
Był jednym z założycieli stowarzyszenia tenisistów profesjonalnych (ATP), przez lata jego przewodniczącym. Każdy potwierdzał, że tenis zyskał świetnego, inteligentnego i elokwentnego rzecznika. I świetnie ubranego – dodawali niektórzy. On, syn parkowego strażnika z Richmond, półsierota (matka zmarła jak miał 6 lat), który w latach młodości nie mógł grać z białymi rówieśnikami, z pomocą doktora Waltera Johnsona, lekarza, który kiedyś był także patronem mistrzyni Wimbledonu Althei Gibson, szybko złamał bariery rasowe. Gdy kończył liceum w St. Luis był już jednym z najlepszych juniorów w USA. Tenis dał mu stypendium na UCLA, wykorzystał je nie tylko do poprawienia gry (w Los Angeles spotkał doskonałych nauczycieli: Pancho Segurę i Pancho Gonzaleza), ale także do zdobycia dyplomu z zarządzania.
Kłopoty z sercem zaczęły się w lipcu 1979 roku, zasłabł chwilę po tym, jak bawił się w Nowym Jorku z dzieciakami nauką gry w tenisa. Przeszedł operację wszczepienia bajpasów. Zakończył czynną karierę zawodową w 1980 roku. Zaczął drugą, jako pierwszy czarny tenisowy milioner, członek rad nadzorczych znanych firm sportowych, ale także działacz na rzecz edukacji czarnej Ameryki, organizator protestów przeciw apartheidowi i wszelkim nierównościom społecznym. Z apartheidem walczył na swój sposób już jako tenisista – uparcie starał się o wizę na turniej w Afryce Południowej, w końcu po wielu odmowach, jako pierwszy czarny sportowiec otrzymał ją w 1973 roku. Pojechał, wygrał (z Okkerem) turniej deblowy, w singlu doszedł do finału z Connorsem. Został przyjacielem Nelsona Mandeli.