– Kapelusze z głów. Zasłużył na to zwycięstwo. Rozegrał wielki mecz, był lepszy, bez wątpienia – mówił Djoković. Szczerze. Bukmacherzy mogli jednak sporo zarobić, bo jak stawiać na tenisistę 35-letniego, który był wprawdzie kiedyś nr 2 na świecie, ale dawno temu, w maju 2002 roku. Zresztą mało kto pamięta, żeby Haas pokonał kiedykolwiek lidera rankingu ATP. Na 14 szans wykorzystał dopiero drugą, wcześniej przeżył taką radość w 1999 roku, gdy pokonał Andre Agassiego.
W Miami zresztą nigdy mu jakoś świetnie nie szło – 13 startów i dopiero teraz pierwszy ćwierćfinał. Może trochę pomogło to, że było zimno, że Djoković w nagłym chłodzie Florydy był ospały, w końcu i takich mistrzów dopadają kryzysy. Haas inaczej – od początku meczu nie wyglądał na swoje lata, odbijał z werwą piłki, wytrzymywał długie wymiany, świetnie kontrował wszelkie próby ataku Serba. – Jestem po prostu szczęśliwy i dumny. Wykorzystałem wszystkie szanse, wygrałem ze świetnym tenisistą, grałem znakomicie – mówił.
To, że umie pięknie grać w tenisa, wiedziano od lat.Data urodzenia – 3 kwietnia 1978. Miejsce urodzenia: Hamburg. Od 13. roku życia na Florydzie, po nauce w akademii Nicka Bollettieriego w Bradenton w zasadzie wiedział, że znalazł nową ojczyznę. W Bradenton mieszka do dziś. Pierwszy wygrany turniej ATP — w Memphis 1999. Dwa lata później wygrał już cztery w jednym sezonie. Chwalono jego jednoręczny bekhend, chwalono poruszanie się po korcie, nienaganną technikę. Zastanawiano się, kiedy zacznie wygrywać w Wielkich Szlemach. To, że nie grał w nich wyżej, niż w półfinale (trzy razy w Australii, raz w Wimbledonie) miało jedno wyjaśnienie – kontuzje. Pech prześladował go od zawsze, stawy skokowe, barki, kolana, kręgosłup, biodro – nie było miejsca, którego nie łataliby lekarze. Co wspinał się w górę rankingów, to uraz niszczył nadzieje na więcej. Raz był naprawdę o mały krok od finału w Melbourne, w 2002 roku. Grał bajecznie, po dwóch łatwych rundach, w trzeciej pokonał Todda Martina, w czwartej Rogera Federera, w ćwierćfinale Marcelo Riosa – wszystkich w pięciu setach. A potem był półfinał z Maratem Safinem, prowadzenie w setach 2:1 i nagle przerwa na deszcz, po której wyszedł na kort sztywny, spięty i rozkojarzony. Największa szansa uciekła. – Nie mam pojęcia do dziś, dlaczego tak źle zniosłem tę przerwę. Myślę, że jeśli zdobyłbym ten tytuł wielkoszlemowy, to moja kariera wyglądałaby zupełnie inaczej, potrzebowałem takiego impulsu – wspominał. Uważa, że więcej w Wielkim Szlemie już nie osiągnie, jest realistą, ale w mniejszych turniejach – czemu nie.
Już kilka razy chciał kończyć karierę, ostatnio rok temu, gdy przeszedł operację biodra. – Właściwie gdyby nie przyjaciele, rodzina i ich wsparcie, chyba bym już rzucił ręcznik. Inspiracją było też to, że jednak sporo osiągnąłem, mogę z dumą mówić, że wygrałem 13 turniejów WTA, że ludzie mnie pamiętają i zachęcają, bym się nie poddawał. No i stałem się mężem i ojcem, a to też zmienia perspektywę. Chciałem, żeby moja córeczka też zobaczyła jak tatuś wygrywa. To też się liczy – mówił dziennikarzowi o swej motywacji. Właściwie bajka się już spełniła – w czerwcu ubiegłego roku w Halle wygrał 13. turniej w karierze. W finale pokonał Rogera Federera. W dniu ojca. Było po 23. czasu lokalnego, gdy teraz w Miami podnosił ręce w górę na znak radości po zwycięstwie nad Djokoviciem. Na trybunach cieszyła się żona Sara i mała córeczka Valentina, jakoś wytrzymała, choć zwykle chodzi spać o 20. – Jest moim małym talizmanem – mówił Haas. Młodsi tenisiści czasem się z niego trochę śmieją. Lawendowy podkoszulek, błękitna czapka z daszkiem zsuniętym zawsze na tył i czarne buty z cytrynowymi paskami i jeszcze czerwona opaska na przegubie. Do tego niedbały zarost. – W kwestii dobierania kolorów wyglądam dość żałośnie, wiem. Czasem gdy idę na kort i spojrzę w lustro myślę: o co mi właściwie chodzi?
Może jakbym miał kontrakt z producentem ubiorów, to byłoby inaczej – mówi Haas, dziś 18. tenisista świata. – Będę grał tak długo, jak długo będę w stanie wygrywać mecze i mieć z tego dobrą zabawę – dodaje. Na sportowej emeryturze zamierza oglądać więcej NBA i więcej Bundesligi. Od 2010 roku ma drugie obywatelstwo – amerykańskie.