Wynik 7:5, 7:6 (11-9) dla tenisisty z RPA wskazuje, że było sporo walki i wyrównane siły, ale po polskiej stronie pozostanie w pamięci głównie żal. Każdy zapyta – jak można przegrać, prowadząc w pierwszym secie 5:4 i mając w ręku własny serwis, jak można przegrać, prowadząc w tie-breaku drugiego seta 5-1?
Szczere odpowiedzi na te pytania zna jedynie Janowicz. Sprawozdawcy mogą tylko dokumentować, jak było podczas pierwszego w tym sezonie zderzenia polskiej rakiety nr 1 z czerwoną ziemią i rywalem, który ma tyle samo wzrostu, zbliżony ranking, równie mocno serwuje i podobno, tak twierdził po przegranym niedzielnym finale turnieju w Casablance, nie lubi grać na kortach ziemnych.
Polaka może odrobinę tłumaczyć niedawne przeziębienie, którego skutki widać było podczas meczu Pucharu Davisa Polska – RPA, ale niewiele więcej. Grał bardzo nierówno – od 0:2 w pierwszym secie przez odrobienie strat z nawiązką, do roztrwonienia przewagi. Z jednej strony pokazywał siłę ducha, efektownie obronił dwie piłki meczowe już przy stanie 4:5 w drugim secie, z drugiej marnował seryjnie piłki setowe, jakie w pocie czoła wywalczył w tym nieszczęsnym tie-breaku. Najbardziej chyba zabolała go ta trzecia – przy stanie 9-8 i znów przy własnym serwisie.
Wynik poszedł w świat, Anderson w następnej rundzie zagra z Chorwatem Marinem Ciliciem (nr 9), a miłośnicy talentu tenisisty z Łodzi wciąż muszą być cierpliwi, jeśli pragną jesiennej powtórki z Paryża. Ponieważ w deblu Polak i Treat Huey też już skończyli pracę, pozostaje czekać kilka dni na początek następnego turnieju z udziałem Janowicza – już od 22 kwietnia w Barcelonie (pula 1,7 mln euro). Może tam pójdzie lepiej.
We wtorek w Monte Carlo zaczęły się mecze drugiej rundy, z udziałem rozstawionych, choć ci najsilniejsi: Novak Djoković, Andy Murray, Rafael Nadal i Tomas Berdych dostali jeszcze wolne. Ten czas najbardziej przydaje się serbskiemu liderowi rankingu, który trochę straszył organizatorów bólem prawej kostki (to pamiątka po meczu daviscupowym), ale raczej nie zrezygnuje z gry koło domu.