Korespondencja z Paryża
Nie będzie pierwszego półfinału Polki w turnieju Roland Garros, pierwszy ćwierćfinał musi nam wystarczyć, choć Agnieszka Radwańska zagrała świetny mecz. Był on taki jak wszyscy oczekiwali – długi i obustronnie wyniszczający. Warto taki tenis oglądać, bo wkrótce już go nie będzie. Zawodniczki takie jak Radwańska i Errani to ginąca rasa w czasach, gdy wygrywa ta, która mocniej uderzy.
Belmondo bije brawo
W pierwszym secie kluczowy był gem, gdy Radwańska miała pięć breakpointów przy prowadzeniu 3:2 i żadnego nie wykorzystała. Gdyby wówczas udało się wsypać trochę piachu do włoskiej maszyny, która dopiero wchodziła na wysokie obroty, być może mecz potoczyłby się inaczej. Ale Errani obroniła się, wygrała seta i już miała z górki.
Przy tak broniącej się rywalce żadna piłka nie jest wygrana, póki nie ogłosi tego sędzia
Jedyną nadzieją było to, że znakomicie biegającej Włoszce w końcu zabraknie paliwa, choć doświadczenie uczy, że to raczej jej rywalki dojeżdżają do mety na rezerwie.