Mała wielka Sara

Agnieszka Radwańska odpadła w ćwierćfinale po porażce z Włoszką Sarą Errani 4:6, 6:7 (6-8). Ale to było pożegnanie w dobrym stylu.

Publikacja: 04.06.2013 19:52

Agnieszka Radwańska do ćwierćfinału Wielkiego Szlema dotarła ósmy raz, ale nigdy wcześniej nie zaszł

Agnieszka Radwańska do ćwierćfinału Wielkiego Szlema dotarła ósmy raz, ale nigdy wcześniej nie zaszła tak daleko w Paryżu

Foto: AFP

Korespondencja z Paryża

Nie będzie pierwszego półfinału Polki w turnieju Roland Garros, pierwszy ćwierćfinał musi nam wystarczyć, choć Agnieszka Radwańska zagrała świetny mecz. Był on taki jak wszyscy oczekiwali – długi i obustronnie wyniszczający. Warto taki tenis oglądać, bo wkrótce już go nie będzie. Zawodniczki takie jak Radwańska i Errani to ginąca rasa w czasach, gdy wygrywa ta, która mocniej uderzy.

Belmondo bije brawo

W pierwszym secie kluczowy był gem, gdy Radwańska miała pięć breakpointów przy prowadzeniu 3:2 i żadnego nie wykorzystała. Gdyby wówczas udało się wsypać trochę piachu do włoskiej maszyny, która dopiero wchodziła na wysokie obroty, być może mecz potoczyłby się inaczej. Ale Errani obroniła się, wygrała seta i już miała z górki.

Przy tak broniącej się rywalce żadna piłka nie jest wygrana, póki nie ogłosi tego sędzia

Jedyną nadzieją było to, że znakomicie biegającej Włoszce w końcu zabraknie paliwa, choć doświadczenie uczy, że to raczej jej rywalki dojeżdżają do mety na rezerwie.

W drugim secie Radwańska objęła prowadzenie 3:1, w czwartym gemie Errani robiła błąd za błędem i cud na korcie centralnym wydawał się możliwy. Agnieszka nie poszła jednak za ciosem, przegrała kolejnego gema, a potem zaczął się festiwal przełamanych serwisów. W drugim secie tylko cztery gemy zakończyły się wygraną serwującej, a przy stanie 5:4 Włoszka serwowała po zwycięstwo i przegrała do zera.

Kiedy dojechały do tie-breaku, wydawało się, że Polkę stać na odwrócenie losów meczu i decydująca rozgrywka to potwierdziła, choć bez happy endu. Krakowianka obroniła pierwszego meczbola przy stanie 5:6, ale przy drugim wyrzuciła piłkę w aut i w ten sposób Errani awansowała do półfinału.

Radwańska: Gra z Sarą Errani to samobójcza bramka

Wielkie brawa dostały obie, bo mecz do końca trzymał w napięciu, jak dobry film. Może dlatego jako jeden z pierwszych na trybunie prezydenckiej wstał Jean-Paul Belmondo i zaczął bić brawo. Większość widzów przyszła na kort centralny by zobaczyć następny mecz: Jo-Wilfrieda Tsongi z Rogerem Federerem. Ale chyba nikt nie mógł narzekać na smak przystawki do głównego dania.

Sara Errani nie jest produktem włoskiej szkoły tenisowej, wprost przeciwnie, rodacy nigdy w nią nie wierzyli. Agnieszka Radwańska w porównaniu z nią wychowywała się pod kloszem. Los Sary nie pieścił, swój tenis hartowała z dala od rodzinnego domu w Bolonii i nie od razu wszystko poszło gładko. Niejedną noc przepłakała w akademii Nicka Bollettieriego na Florydzie, bo w Ameryce czuła się fatalnie. Wróciła do domu, ale znikąd nie było pomocy, bo mówiono, że jest za mała, za drobna i nie ma szans.

Być jak Ferrer

Za rodzinne pieniądze wyjechała do Hiszpanii, najpierw do Barcelony, gdzie spotkała człowieka, który miał największy wpływ na jej tenis – trenera Pablo Lozano. To on zadecydował, że nie ma sensu zostawać w Katalonii i Errani wylądowała w akademii TenisVal w Walencji, gdzie stała się kobiecym odpowiednikiem Davida Ferrera – najbardziej walecznego serca męskiego tenisa. To porównanie jest tym bardziej zasadne, że mają tego samego trenera fitness, Hiszpana Davida Andresa. – Ferrer zawsze był dla mnie wzorem, wiele się nauczyłam patrząc jak gra i jak walczy na korcie – mówi Errani.

W drugim ćwierćfinale Swietłana Kuzniecowa, którą wielu już pogrzebało, zmusiła do trzysetowej walki Serenę Williams. Amerykanka w końcu wygrała 6:1, 3:6, 6:3, ale gdy w trakcie przerwy w meczu Radwańskiej z Errani na tablicy wyświetlono wynik z kortu im. Suzanne Lenglen i w drugim secie było 4:0 dla Rosjanki, można było mieć nadzieję, że w razie zwycięstwa, Polka uniknie w półfinale starcia z Sereną. Ale młodsza z amerykańskich sióstr to już teraz włoskie zmartwienie.

Jerzy Janowicz i Tomasz Bednarek w ćwierćfinale debla przegrali z Pablo Cuevasem z Urugwaju i Horacio Zeballosem z Argentyny 6:7 (3-7), 6:4, 1:6. W turnieju deblowym wciąż grają natomiast Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg. Ich rywalami w jutrzejszym ćwierćfinale będą Austriak Alexandre Peya i Brazylijczyk Bruno Soares.

Korespondencja z Paryża

Nie będzie pierwszego półfinału Polki w turnieju Roland Garros, pierwszy ćwierćfinał musi nam wystarczyć, choć Agnieszka Radwańska zagrała świetny mecz. Był on taki jak wszyscy oczekiwali – długi i obustronnie wyniszczający. Warto taki tenis oglądać, bo wkrótce już go nie będzie. Zawodniczki takie jak Radwańska i Errani to ginąca rasa w czasach, gdy wygrywa ta, która mocniej uderzy.

Pozostało 90% artykułu
Tenis
BJK Cup Finals. Włoska recepta na sukcesy
Tenis
Ostatnie łzy Rafaela Nadala
Tenis
Czego dowiedziała się o sobie Iga Świątek podczas Billie Jean King Cup?
Tenis
Zapomniał jak się przegrywa. Jannik Sinner i długo, długo nic
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Tenis
ATP Finals. Jak Jannik Sinner przeszedł do historii