Przełamanie serwisu Hiszpana w drugim secie było jak wyrok: 5:3 i za chwilę musiało być 6:3, skoro podawał Janowicz. As dopełnił dzieła. Dwa sety dla Polaka to jeszcze nie cały mecz, ale serce rosło, gdy widziało się spokój polskiego tenisisty. Żadnych wielkich wzruszeń na zewnątrz, żadnych niepotrzebnych gestów, tylko odwaga, siła, sprawność, po prostu urodzony do Wimbledonu na korcie centralnym. Do świateł i braw.
Trzeci set był podobny do drugiego, w powietrzu wisiało kolejne prowadzenie Janowicza, bo gra Polaka co chwila groziła złamaniem oporu Hiszpana. Stało się to przy stanie 4:4, czyli wtedy, gdy już nie zostaje wiele czasu i szans na odrabianie strat. Marsowa mina Almagro szybko traciła marsowość. Przy drugiej piłce od końca już tylko się uśmiechnął i pokręcił z niedowierzaniem głową – Janowicz posłał mu drugi serwis z prędkością 215 km/godzinę. Piłka meczowa była jak wystrzał z armaty: as, uwolniona radość Polaka, owacja widzów na stojąco, ukłony zwycięzcy i wspaniała pewność, że ciąg dalszy nastąpi w poniedziałek, bo w Wimbledonie pierwsza niedziela jest (z małymi wyjątkami) wolna.
Trzy rozgrzewki
Emocje minęły, więc trzeba też dodać, że mecz Janowicz – Almagro zaczął się od potężnego zamieszania. Przykro powiedzieć, ale tym razem sędziowie do spółki z meteorologami wimbledońskimi mieli słabsze chwile. Padało od rana, ale przecież dach chronił co miał chronić, więc Laura Robson elegancko wygrała pod nim pierwszy piątkowy mecz. Przed drugim, czyli spotkaniem Polaka z Hiszpanem nagle padła zaimprowizowana decyzja, by dach odsunąć.
Otwarcie dachu w czasie mżawki spowodowało to, co musiało spowodować. W Polsce już wszyscy wiedzą po sławnym deszczu na Stadionie Narodowym, że jak pada, to na trawie jest mokro, a w piątek w Wimbledonie było duże zaskoczenie. Janowicz i Almagro jeszcze dali się zaprosić do rozgrzewki, potem do drugiej, ale następnie włożyli bluzy i zeszli z kortu centralnego, aby poczekać na wyschnięcie trawy, co publiczności się nie podobało.
Wrócili po paru minutach na trzecią rozgrzewkę, aż sędzia stołkowy Jake Gardner z USA, też nieco rozdrażniony, dał znak, że kończy te zabawy i przyszedł czas na poważną grę. Była poważna i odpowiednia do rangi czasu i miejsca, choć oczywiście nie patrzyliśmy na wymiany bezstronnie.
Bez przesady – debiut Polaka na korcie centralnym wypadł znakomicie. Następny rywal Polaka to Jurgen Melzer, 32-letni Austriak. Lewa ręka, dużo wielkoszlemowego doświadczenia – 12 Wimbledonów wśród 45 startów, kiedyś nawet gracz nr 8. na świecie, mistrz z 2010 w deblu (z Philippem Petzschnerem) i, jeszcze dawniej, najlepszy wimbledoński junior. Na razie jednak liczy się to, że ręka Janowicza odpocznie dwa dni, że będzie czas, by spokojnie pomyśleć, jak wygrać z austriackim cwaniakiem.