Urodzony do Wimbledonu

Jerzy Janowicz zagra w 1/8 finału w Londynie. Nicolas Almagro pokonany przez Polaka 7:6 (8-6), 6:3, 6:4. Było pięknie, tylko Uli Radwańskiej żal

Publikacja: 28.06.2013 20:27

Urodzony do Wimbledonu

Foto: AFP

Krzysztof Rawa z Londynu

O takim meczu tenisowa Polska marzyła, ale przecież każdy wie, że od marzeń do słów sędziego: gem, set, mecz, Janowicz – droga długa i kręta. Almagro, ze swą sławą solidnego we wszystkim co robi na korcie, z mocnym serwisem i świetnym forhendem, nie był przecież chłopcem do bicia.

Zobacz więcej zdjęć

Pierwsze minuty meczu tylko to potwierdziły. Hiszpan zaczął od prowadzenia 3:0, dwa asy na powitanie, szybkość ręki i nóg, wszystko wedle zapowiedzi. Jak rzadko, Polak wyglądał na lekko zdenerwowanego, ale gdy wygrał pierwszego gema przy swoim serwisie, gdy wyczuł odbicia piłki, rozmiar kortu, gdy przyzwyczaił się do akustyki i reakcji kortu centralnego ruszył po swoje.

Wystrzał z armaty

Trybuny zaszumiały – Polak odrobił straty od 1:4 do 4:4, potem mruknęły z podziwu jeszcze raz – Polak zaserwował 140 mil/godzinę (224 km), to na razie rekord tegorocznego turnieju. Tie-break szarpał nerwu obu obozom, bo każdy z tenisistów prowadził, ale na końcu pięść wreszcie zacisnął Janowicz. Poprosił o kosmetyczną poprawkę przy wielkim różowym plastrze na prawym ramieniu i ruszył dalej. W BBC komentatorzy podpowiadali Brytyjczykom: Polak nie tylko świetnie serwuje, ale i returnuje, pokazywali liczby, chwalili, aż miło.

Przełamanie serwisu Hiszpana w drugim secie było jak wyrok: 5:3 i za chwilę musiało być 6:3, skoro podawał Janowicz. As dopełnił dzieła. Dwa sety dla Polaka to jeszcze nie cały mecz, ale serce rosło, gdy widziało się spokój polskiego tenisisty. Żadnych wielkich wzruszeń na zewnątrz, żadnych niepotrzebnych gestów, tylko odwaga, siła, sprawność, po prostu urodzony do Wimbledonu na korcie centralnym. Do świateł i braw.

Trzeci set był podobny do drugiego, w powietrzu wisiało kolejne prowadzenie Janowicza, bo gra Polaka co chwila groziła złamaniem oporu Hiszpana. Stało się to przy stanie 4:4, czyli wtedy, gdy już nie zostaje wiele czasu i szans na odrabianie strat. Marsowa mina Almagro szybko traciła marsowość. Przy drugiej piłce od końca już tylko się uśmiechnął i pokręcił z niedowierzaniem głową – Janowicz posłał mu drugi serwis z prędkością 215 km/godzinę. Piłka meczowa była jak wystrzał z armaty: as, uwolniona radość Polaka, owacja widzów na stojąco, ukłony zwycięzcy i wspaniała pewność, że ciąg dalszy nastąpi w poniedziałek, bo w Wimbledonie pierwsza niedziela jest (z małymi wyjątkami) wolna.

Trzy rozgrzewki

Emocje minęły, więc trzeba też dodać, że mecz Janowicz – Almagro zaczął się od potężnego zamieszania. Przykro powiedzieć, ale tym razem sędziowie do spółki z meteorologami wimbledońskimi mieli słabsze chwile. Padało od rana, ale przecież dach chronił co miał chronić, więc Laura Robson elegancko wygrała pod nim pierwszy piątkowy mecz. Przed drugim, czyli spotkaniem Polaka z Hiszpanem nagle padła zaimprowizowana decyzja, by dach odsunąć.

Otwarcie dachu w czasie mżawki spowodowało to, co musiało spowodować. W Polsce już wszyscy wiedzą po sławnym deszczu na Stadionie Narodowym, że jak pada, to na trawie jest mokro, a w piątek w Wimbledonie było duże zaskoczenie. Janowicz i Almagro jeszcze dali się zaprosić do rozgrzewki, potem do drugiej, ale następnie włożyli bluzy i zeszli z kortu centralnego, aby poczekać na wyschnięcie trawy, co publiczności się nie podobało.

Wrócili po paru minutach na trzecią rozgrzewkę, aż sędzia stołkowy Jake Gardner z USA, też nieco rozdrażniony, dał znak, że kończy te zabawy i przyszedł czas na poważną grę. Była poważna i odpowiednia do rangi czasu i miejsca, choć oczywiście nie patrzyliśmy na wymiany bezstronnie.

Bez przesady – debiut Polaka na korcie centralnym wypadł znakomicie. Następny rywal Polaka to Jurgen Melzer, 32-letni Austriak. Lewa ręka, dużo wielkoszlemowego doświadczenia – 12 Wimbledonów wśród 45 startów, kiedyś nawet gracz nr 8. na świecie, mistrz z 2010 w deblu (z Philippem Petzschnerem) i, jeszcze dawniej, najlepszy wimbledoński junior. Na razie jednak liczy się to, że ręka Janowicza odpocznie dwa dni, że będzie czas, by spokojnie pomyśleć, jak wygrać z austriackim cwaniakiem.

Między nadzieją i heblem

Ula Radwańska zagrała w swoim stylu: nic nie wiadomo, dopóki piłka w grze. W jej tenisie wciąż są naprzemiennie momenty uniesienia i chwile zapaści. Nałożenie ich na gemy serwisowe nic nie wyjaśnia, po prostu młodsza siostra Agnieszki umie wiele, ale z długą koncentracją i zimnym spokojem na korcie jeszcze trochę krucho.

Z Alison Riske też raz zdobywała błyskotliwie punkt, raz psuła denerwując się okrutnie na własną niemoc. – Czemu się heblujesz? – krzyczała do siebie z wyrzutem pod koniec pierwszego seta, co w tłumaczeniu na polski znaczy: – Czemu sztywniejesz ze strachu przed wygraniem akcji? Odpowiedź nie jest łatwa. Kto wie o czym myśli dziewczyna, gdy wygrywać zaczyna. Kibice Uli mogli jednak chwilami wierzyć, że będzie dobrze – to Amerykanka na początku goniła, Polka uciekała.

O Alison Riske trzeba powiedzieć tyle, że prezentowała nieco nadmierną wiarę w siłę uderzeń. Wyrafinowanie w grze było jej raczej obce, ale prostolinijne amerykańskie dążenie do sukcesu pchało do walki mocno i wynik był – wygrała drugi set.

Mniej więcej wtedy nad Londyn znów przyszła mokra chmura, Urszula Radwańska próbowała zatem wyjaśnić, że dla niej jest za ślisko, by grać, ale sędziowie, po dyskusji, nie wysłuchali propozycji Polki.

Decydujący set był jak poprzednie – samokrytyczne monologi po polsku i rozchwiane emocje, od 1:2 do 3:3, od 3:4 do 4:5 i w końcu ten ostatni gem. Serwis był Polki, ale trzy piłki meczowe dla jej rywalki, ostatnia, niestety, wykorzystana. Riske, trochę panna nikt, wygrała 4:6, 6:3, 6:4. Urszula schodziła z kortu ze smutną konstatacją, że trzecia runda w Wielkim Szlemie to nadal dla niej granica chroniona zbyt mocno.

– Riske grała mocno, dokładnie, bardzo dokładnie. Było trochę za mokro, za ślisko, bałam się biegać do trudnych piłek, nie mogłam wyciągać ich spoza kortu, tak jak potrafię. Ze względu na deszcz nie miałam rozgrzewki, ale to nie tłumaczenie, rywalka też jej nie miała. Co do emocji – nigdy nie będę miała pokerowej twarzy na korcie, jak Federer, natury się nie zmieni – mówiła Polka.

Po Wimbledonie weźmie trochę wolnego, na kortach ziemnych już grać nie będzie, tylko razem z Agnieszką polecą na twarde korty amerykańskie. Początek tourneé sióstr po USA – od 22 lipca, w turnieju w Stanford.

Klątwa Federera

W piątek skończyła się wimbledońska przygoda debla Tomasz Bednarek i Mateusz Kowalczyk. Polacy przegrali 6:7 (2-7), 5:7, 4:6 z Ivanem Dodigiem (Chorwacja i Marcelo Melo (Brazylia), parą nr 12. Poza polskimi atrakcjami mokrego piątku były też inne. Grigor Dimitrow, bułgarski narzeczony Marii Szarapowej odpadł po krótkiej dogrywce piątego seta. Pokonał go 11:9 Grega Zemlja, Słoweniec, który nie ma nawet ułamka sławy Dimitrowa, ale ma znacznie więcej zimnej krwi.

Odpadł także kat Rogera Federera, Ukrainiec Serhij Stachowski. Gdyby wygrał z Melzerem, trafiłby na Janowicza, ale okazało się, że nie codziennie jest kawior z szampanem i oklaski dla rzemieślników z drugiej linii. Ktoś policzył, że istnieje coś w rodzaju „klątwy Federera", bo Stachowski podzielił los pięciu poprzedników, którzy wygrywając ze Szwajcarem w Wielkim Szlemie, przegrywali w następnej rundzie.

Krzysztof Rawa z Londynu

O takim meczu tenisowa Polska marzyła, ale przecież każdy wie, że od marzeń do słów sędziego: gem, set, mecz, Janowicz – droga długa i kręta. Almagro, ze swą sławą solidnego we wszystkim co robi na korcie, z mocnym serwisem i świetnym forhendem, nie był przecież chłopcem do bicia.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Tenis
Kontuzjowany Hubert Hurkacz nie zagra w Miami. To już stan ostrzegawczy
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Tenis
Tenisowy Enea Poznań Open 2025 z wyższą rangą
Tenis
Miami. Iga Świątek na Florydzie już wygrywa
Tenis
17-letnia Rosjanka znów za silna dla Igi Świątek. Polka nie obroni tytułu w Indian Wells
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Tenis
Brąz cenniejszy niż złoto. Iga Świątek bierze rewanż za igrzyska
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście