Wimbledon. Agnieszka Radwańska w półfinale

Agnieszka Radwańska – Na Li 7:6 (7–5), 4:6, 6:2. Dwie półfinalistki Wimbledonu mówią po polsku – tenisistka z Krakowa zagra w czwartek z Sabine Lisicki.

Aktualizacja: 02.07.2013 21:08 Publikacja: 02.07.2013 20:55

Po ośmiu meczbolach Agnieszka Radwańska awansowała do półfinału. W środę ćwierćfinał Jerzy Janowicz-

Po ośmiu meczbolach Agnieszka Radwańska awansowała do półfinału. W środę ćwierćfinał Jerzy Janowicz-Łukasz Kubot

Foto: AP

Krzysztof Rawa z Londynu

Wtorek był chłodny, a w polskich sercach wciąż gorąco. Wygrać z Na Li to była mordęga, lecz po ponad trzech godzinach, licząc z dwiema przerwami na deszcz, polska tenisistka jest drugi raz w półfinale Wimbledonu. Oczarowała kort centralny, razem z rywalką stworzyły spektakl, o którym komentatorzy mówili, że jest godny finału.

Po latach najdłużej będzie się wspominać te osiem piłek meczowych, które miała Agnieszka Radwańska, wspaniały pokaz waleczności Chinki i Polki. Pokonana też ma prawo wysoko nosić głowę.

Polscy kibice wreszcie mogli być dumni z gry ubiegłorocznej finalistki. Był to zapewne najlepszy mecz kobiecy tego Wimbledonu. Było z czego wybierać – od pierwszego seta, w którym działo się tyle, że wystarczyłoby na trzy inne mecze, po niezwykły finał, w którym i Radwańska, i Na Li grały jak mistrzynie.

Można spekulować, że mogły być od razu dwa sety dla Polki. Pewnie tak, w drugim secie Agnieszka prowadziła 4:2, lecz remis 4:4 kazał jej wrócić na ziemię. Ten mecz nie mógł się skończyć szybko. W jednym z gemów trzy razy Na Li pomogła siatka (– raz jest dostatecznie pechowy – mówił w BBC John McEnroe).

Po drugim secie Isia poprosiła o pomoc lekarską. Interwencji wymagała prawa noga. Masaż, bandaże, plastry wokół uda – nawet jeśli to była tylko prewencja, to niepokój rósł, bo drugie udo też było zabezpieczone, a niedyskretny wiatr odsłonił czerwone opatrunki na plecach Polki.

Dobrze, że na początku decydującego seta Radwańska znów była górą przy serwisie Na Li. Deszcz przerwał grę, ale 2:0 dla Polki dawało odrobinę oddechu. Decyzja zapadła szybko – zamykamy dach. Wróciły i okazało się, że przerwa pomogła Polce. Następne przełamanie serwisu, za chwilę 5:1, 5:2 i zaczął się  serial z piłkami meczowymi, które stworzyły ten ćwierćfinał.

Liczenie się dłużyło, bardziej dygotała Chinka, patrzyła na smutniejącego męża, ale po pewnym czasie trener Tomasz Wiktorowski też już nie patrzył, choć warto było. Ataki, obrony, strzały w linię, woleje, to był kort centralny Wimbledonu, to szczyt szczytów tenisa. Pożegnały się miło, a podczas konferencji Na Li powiedziała: – Dzisiaj byłam przy siatce więcej razy niż przez całe życie.

Radwańska przeszła do półfinału. Wygra Wimbledon?

Dużo szybciej swój półfinał wywalczyła Sabine Lisicki. Jak się jednego dnia wygrywa z Sereną Williams, to następnego Kaia Kanepi nie wydaje się groźna. Niemka zwyciężyła 6:3, 6:3. Mecz odrobinę polskiej Sabiny z Agnieszką – w czwartek na korcie centralnym.

W środę w planie są ćwierćfinały męskie. Bardzo często najciekawszy dzień turnieju. W tym roku będzie pasjonujący na pewno, nie tylko z polskiego punktu widzenia. Mecz Jerzego Janowicza i Łukasza Kubota (z perspektywą wyłonienia rywala dla Andy'ego Murraya) pobudził jednak zainteresowanie mediów do tego stopnia, że do skromnego polskiego kontyngentu w biurze prasowym ustawiła się kolejka kolegów z innych krajów pragnących informacji o ćwierćfinalistach oraz wytłumaczenia, dlaczego tu i teraz zdarzyło się im tyle dobrego.

Nie wiemy, czy nam uwierzyli, że to wszystko zasługa reformy pani minister Joanny Muchy, ale słuchali z ciekawością i notowali każde słowo. Bohaterowie też nie próżnowali. We wtorek, jeszcze przed meczem Agnieszki, obaj wyszli na taras biura prasowego, pozowali do kamer Polsatu i BBC, powiedzieli parę słów i owinąwszy się flagą biało-czerwoną, pięknie prezentowali polski uśmiech oraz, jak niektórzy chcą – „Polish power”.

Oczywiście obaj chętnie mówili o przyjaźni, mniej chętnie o prognozach. Jedno warto wspomnieć – są z innych pokoleń i ich sportowe drogi zawsze się mijały, nigdy wcześniej ze sobą oficjalnie nie zagrali. Nie można także zaprzeczyć, że zagraniczne media mają swego kandydata do gry w półfinale – Jerzy Janowicz oprócz tenisowych zalet, ma po prostu w sobie więcej showmena, jest głośniejszy, bardziej wyrazisty, no i nieco wyższy.

Opowieści Jerzego o sprzedanych sklepach rodziców, noclegach w samochodzie przy kortach i odmowie gry w barwach Kataru przewyższają historię podróży Kubota za tenisem od Austrii po Czechy, przemianę z singlisty na deblistę i z powrotem oraz rzadkie kankany zwycięstwa.

Brytyjczycy mierzą w półfinał Murray – Janowicz, ale najpierw Szkot musi pokonać Fernando Verdasco. Hiszpan, tak jak Kubot, opracował układ choreograficzny wykonywany po sukcesach, ale dla miejscowych dziennikarzy to tylko pretekst, by pisać, że Fernando już w Wimbledonie nie zatańczy. Dotychczasowy bilans meczów: 8–1 dla Murraya.

Pozostałe pary ćwierćfinałowe tworzą Novak Djoković i Tomas Berdych oraz David Ferrer i Juan Martin Del Potro. Serbski lider rankingu ATP twierdzi, że nigdy wcześniej nie był tak mocny w Wimbledonie, choć niektórzy sądzą, że to tylko sposób na stresowanie Murraya. Berdych może liczyć na wspomnienia z 2010 roku, gdy pokonał Djokovicia w półfinale.
Joga, dieta bezglutenowa, mordercze sesje treningowe Novaka połączone z trafianiem piłką w butelki z wodą z odległości 20 m – to wszystko podgrzewa nastroje, zwłaszcza że Andy Murray określił się jako zwolennik jogi, ale wróg jedzenia bez glutenu. Miło wiedzieć, że jeden z Polaków wtrąci się w piątek do tych opowieści, a może nawet kompletnie zmieni ich treść.

Janowicz w półfinale Wimbledonu! Pokona Murray i wejdzie do finału?

Sabine Lisicki, półfinałowa rywalka Agnieszki Radwańskiej:

Nikogo nie lekceważę, Kaia Kanepi wygrała z Angelique Kerber, grała mocno, więc musiałam uważać. Najważniejsze jest doświadczenie wielkich meczów. Przed ćwieraćfinałem wiedziałam, jak szybko przestawić się na kolejne wyzwanie, jak być znów gotową. Nie ma „efektu Sereny", nie ciążyła mi wygrana nad mistrzynią, po prostu wyszłam następnego dnia cieszyć się grą i wygrać.

Wiem także, jak to jest w wimbledońskim półfinale. Znam tę szczególną atmosferę kortu centralnego. To, że mecz zaczyna się właściwie już w szatni. To uczucie nieznane gdzie indziej. Jestem zadowolona, że już raz to przeżyłam. Teraz czuję się bardziej świeża, mocniejsza, po prostu lepsza niż dwa lata temu. Tamtego meczu z Marią Szarapową już nie pamiętam.

Przypomnę, że był czas, gdy po operacji uczyłam się na nowo chodzić. Doceniam więc także to, że mam dwie zdrowe nogi. Powrót na korty w takiej sytuacji daje dodatkową siłę. Tę szansę dali mi rodzice i jestem im za to bardzo wdzięczna. Agnieszka Radwańska gra bardzo sprytny tenis, świetnie biega po korcie, była w ubiegłym roku w finale, więc będzie wierzyć w siebie.

Kobiety – ćwierćfinały:

A. Radwańska (Polska, 4) – Na Li (Chiny, 6) 7:6 (7-5), 4:6, 6:2;
S. Lisicki (Niemcy, 23) – K. Kanepi (Estonia) 6:3, 6:3;
M. Bartoli (Francja, 15) - S. Stephens (USA, 17) 6:4, 7:5;
K. Flipkens (Belgia, 20) - P. Kvitova (Czechy, 8) 4:6, 6:3, 6:4

Mikst – II runda: M. Matkowski, K. Peschke (Polska, Czechy, 11) – A. Ram, A. Spears (Izrael, USA) 7:5, 7:5.

Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?