Bitwa po zmierzchu

Jerzy Janowicz zatrzymany w półfinale. W niedzielę wielki finał Novak Djoković – Andy Murray

Aktualizacja: 06.07.2013 01:28 Publikacja: 06.07.2013 01:26

Bitwa po zmierzchu

Foto: ROL

Korespondencja z Londynu

Finału z Polakiem nie będzie, pamięć o emocjonującym meczu pozostanie. Trzeba oddać Andy'emu Murrayowi – wytrzymał presję rodaków, wytrzymał to, że przegrywał po pierwszym secie. Po niespełna trzech godzinach wygrał z Janowiczem 6:7 (2-7), 6:4, 6:4, 6:3. Zagra drugi raz w finale, Brytyjczycy mogą wciąż wierzyć, że pokona świetnego Serba.

Polacy zapamiętają strzały serwisowe Janowicza, jego odważne akcje, skróty i forhendy, ambicję i twardość, ale i jego 11 podwójnych błędów przy podaniu, takich podarunków Szkot nie marnuje. Początek był jednak znakomity, set wygrany po efektownym tie-breaku, biały dym po piłkach obijających linie, pewna ręka przy najtrudniejszych wymianach, kort centralny słyszał dobrze polskie okrzyki „Jeszcze raz! " po asach i „Dawaj Jurek! " w chwilach przełomu. I Jurek dawał.

Szkot jest mistrzem odbioru serwisu. Potwierdził to raz jeszcze, znacznie ograniczył potęgę pierwszego strzału Janowicza, który musiał ryzykować coraz bardziej.

Mecz oglądał kort centralny, a także zaludniony po brzegi Kopiec Murraya na wzgórzu przed ogromnym ekranem. Kto się spóźnił, dostał jeszcze szansę na wejście na kort nr 3, tam włączono obraz telewizyjny na dwóch wielkich monitorach i też było pięknie, tym bardziej, że nikt nie zabraniał komentarzy i emocji nawet w czasie wymian.

O potrzebie zapalenia świateł Janowicz mówił sędziemu już w końcu drugiego seta. Mówił po swojemu, trochę gniewnie, trochę zaczepnie, ale miał rację. Zaczynali, gdy połowa kortu tonęła jeszcze w słońcu, a po dwóch godzinach zaczął się solidny angielski zmierzch. To nie tajemnica – Jerzy ma astygmatyzm. Gra w soczewkach, poza kortem często nosi okulary. Wiedział, że w równym meczu takie rzeczy mają znaczenie.

Sędzia początkowo starał się nie odpowiadać na postulaty Polaka, trochę go rozsierdził, co w końcówce drugiego seta nie pomogło, ale dało Janowiczowi ostry start w secie trzecim. Publiczność na korcie centralnym zobaczyła, że żartów nie ma, Jerzy prowadził 4:1. Murray bronił się znakomicie, dał się złamać dopiero przy siódmej szansie Polaka, ale wynik wyglądał dumnie, komentarz Johna McEnroe, że Ivan Lendl wygląda na przestraszonego, wcale nie był żartem.

Jednak brak światła miał znaczenie. Janowicz mrugał powiekami, powtarzał, że dla niego jest za ciemno, ale dopiero strata kolejnych kilku gemów przekonała sędziów, że mówi prawdę. Przegrał kolejnego seta, dopiero wtedy narada oficjeli przyniosła skutek – dach w ruch, światła pełna moc.

Przerwa trwała 20 minut, po niej na kolejne przełamanie serwisu Janowicza nie trzeba było długo czekać. 1:2, Murray podaje, publiczność go niesie krzykiem – trudno było pozostać optymistą, że ten półfinał będzie polskim świętem. Szkot zostawił najlepsze zagrania na koniec czwartego seta. To co wyczyniał na korcie i jak biegał powinno być pokazywane we wszystkich szkołach tenisowych.

Od przełamania szedł, a właściwie pędził, po zwycięstwo prostą drogą. Czasem po prostu czuje się, że wygrana umyka i polska część kortu centralnego to czuła. Jeszcze zrywy Janowicza podrywały jego grupę wsparcia w loży dla gości, jeszcze strzelał serwisy tak jak to tylko on potrafi, ale druga piłka meczowa była ostatnią.

Przed meczem Polaka Novak Djoković i Juan Martin Del Potro rozegrali najdłuższy półfinał w historii Wimbledonu: 4 godziny 43 minuty. Poprzedni rekord: 4 godziny i 3 minuty ustanowili w 1989 roku Ivan Lendl i Boris Becker. Jedenaście miesięcy temu to Argentyńczyk pokonał Serba w tym samym miejscu w meczu o brązowy medal igrzysk, tym razem grali nie tylko dłużej, ale i lepiej.

– To był jeden z najlepszych meczów, w jakich grałem. Los wskazał na mnie, wygrałem, ale między nami nie było różnicy. Kiedy prowadziłem 2-1 w setach, miałem piłki meczowe i ich nie wykorzystałem, myślałem, że będzie niedobrze... – mówił zwycięzca.

Del Potro nie sprawdził lotu piłki, po której byłby blisko wygrania czwartego seta, potem nawet wspaniała obrona meczboli nie pomogła, choć znacznie przedłużyła emocje.

W piątym secie przy stanie 4:3 Djoković jeszcze raz dostał prezent od losu. Precyzja i swoboda uderzeń Del Potro zza końcowej linii na chwilę uleciała, 5:3 i Argentyńczyk stanął pod ścianą. Siłowali się jeszcze chwilę, decydujący gem zaczął się tak, by nadzieja na wyrównanie szybko nie umarła. Jeden aut Djokovicia, drugi, jeszcze kilka świetnych wymian, choć już w odrobinę zwolnionym tempie.

W końcu mocne serwisy Djokovicia otworzyły mu bramę do finału. I do ósmego tytułu w Wielkim Szlemie, drugiego w Londynie.

Del Porto oczywiście żal. Grał wspaniale, chwilami przypominał mistrza US Open z 2009 roku, mógł zostać drugim po Davidzie Nalbandianie Argentyńczykiem w finale Wimbledonu. Nie został, ale może wróci po swoje w Nowym Jorku.

 

Murray pokonał Janowicza. Finał Wimbledonu bez Polaka

 

Mężczyźni – 1/2 finału: N. Djoković (Serbia, 1) – J. M. Del Potro (Argentyna, 8) 7:5, 4:6, 7:6 (7-2), 6:7 (6-8), 6:3; A. Murray (W. Brytania, 2) – J. Janowicz (Polska, 24) 6:7

Tenis
Iga Świątek na najwyższych obrotach. Polska w półfinale United Cup
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Tenis
United Cup. Duet Iga Świątek – Hubert Hurkacz zapewnił awans
Tenis
Długi i ciężki mecz Polski na początek United Cup
Tenis
Kamil Majchrzak: Ja musiałem zaczynać od zera
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Tenis
Mistrz Wimbledonu zawieszony. Kolejny taki przypadek w tenisie
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay