Umierał w domu w Sopocie. Prawie dwa tygodnie wcześniej miał ostatnią chemioterapię. Był coraz słabszy. Z Niemiec przyjechał starszy syn, Tomek, młodszego Maćka zabrał do Łeby brat żony. Andrzej nie chciał, by oglądał jego śmierć. Był czwartek rano 21 lipca 2005. Andrzej zasłabł, Lucyna podawała tlen, zaczął oddychać, przyjechało pogotowie, ale przytomności już nie odzyskał. Nie można było pomóc. Umarł o 9.10 w pokoju, gdzie stały jego nagrody, puchary, medale. Miał 47 lat.
Ludzie wierzą, że tuż przed śmiercią człowiek widzi całe swoje życie, wracają obrazy, wspomnienia, nie zawsze najistotniejsze. Może tak było i w jego przypadku.
Lucyna nie wierzy
Szkoła podstawowa w Zelgoszczy. Niziutki Andrzej Grubba zostaje najlepszym technikiem turnieju i najskuteczniejszym zawodnikiem. Tyle że to nie był turniej ping-ponga, tylko piłki ręcznej. Rzucał lewą ręką, ale po tym, jak się potłukł, padając na asfaltowym boisku, wybrał grę przy stole, niestety prawą ręką. Prawą, bo brat Jerzy często posyłał piłeczkę za siatkę, więc mały Andrzej podpierał się na stole silniejszą, lewą ręką, a rakietkę przerzucał do prawej. Tak już zostało i dzięki temu Grubba miał jeden z najlepszych bekhendów świata. Choć gdyby grał lewą ręką, byłby trudniejszym rywalem.
Proponującym mu obywatelstwo Niemcom Grubba tłumaczył, że przyjechał do nich grać w ping-ponga, a nie z historią
1978. Reprezentantka Polski w piłce ręcznej Lucyna Galus jest na pierwszym roku studiów w gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Uroczyście ogłaszane są wyniki plebiscytu na najlepszego sportowca uczelni. Lucyna nie wierzy. Zajmuje czwarte miejsce, a triumfuje jakiś Grubba. Dla dziewczyny z Tarnowa, która wygrywała tam wszystkie plebiscyty, to szok. „Żeby chociaż piłkarz ręczny – mówi koleżance Małgorzacie Trafalskiej, która później zostanie żoną Daniela Waszkiewicza – ale pingpongista!?"