Ledwie minął miesiąc z kawałkiem od jej wielkiego, jedynego wygranego finału Wielkiego Szlema, a już trzeba się żegnać z 28-letnią Francuzką.
Przyjechała do Cincinnati rozpocząć sezon na kortach twardych, przegrała w drugiej rundzie z Rumunką Simoną Halep 6:3, 4:6, 1:6 i na konferencji prasowej powiedziała, że to koniec.
– To był ostatni mecz w mojej karierze. Przykro mi. Właśnie poczułam, że nadszedł czas, by się wycofać. Moje ciało już nie wytrzyma więcej tenisa, zwłaszcza ścięgna Achillesa, które tak bolą, że często nawet nie mogę normalnie chodzić. Chcę zawsze robić wszystko na 100 procent, ale ciało mi na to nie pozwala. Zużyło się przez minione lata. Wyczerpałam cała energię. Powinnam zacząć przygotowania do następnego turnieju, a serce i rozum powiedziały, że nie, że wystarczy. Zadzwoniłam do taty, powiedziałam mu. On mnie zna, świetnie widział moje znużenie przed wyjazdem do USA, zrozumiał i powiedział, że wspiera mnie we wszystkim, co zrobię – oświadczyła tenisistka.
Była, jak widział tenisowy świat, inna niż wszystkie. Miała niepodrabialny styl gry, którego nauczył ją ojciec Walter, lekarz, który też patrzył na tenis tylko po swojemu.
Mimo to Marion wygrała US Open juniorów, bywała w pierwszej dziesiątce świata, w cyklu WTA wygrała 8 turniejów singlowych i 3 deblowe, doszła do półfinału Roland Garros i dwa razy do finału Wimbledonu. Drugi z nich wygrała, za 47. wielkoszlemowym podejściem – to jej mały rekord świata.
Odchodzi z prawie 12 milionami dolarów na koncie.