Pierwsza runda w Nowym Jorku była udana dla tych po trzydziestce – wygrały siostry Williams, Na Li, David Ferrer, Tommy Robredo, Dmitrij Tursunow i Nikołaj Dawydienko. Z rozstawionych odpadali ci młodsi: Kei Nishikori (nr 11), Fernando Verdasco (27) i Ernests Gulbis (30). Czekano jednak najbardziej na pierwszy mecz Federera z rywalem ze Słowenii, Gregą Żemlją.
Spotkanie z powodu deszczu przesunięto na wtorek i o dobę przedłużyła się dyskusja, czy szwajcarski mistrz na kortach Flushing Meadows rozpocznie już szybki zjazd ku emeryturze. Powody, by tak sądzić, były: spadek na 7. miejsce rankingu ATP (najniżej od dekady), tylko jeden tytuł (Halle) w tym roku, porażki z tymi, którzy w zasadzie nie mieli prawa z nim wygrywać – Julienem Benneteau (39. ATP) w Rotterdamie, Siergiejem Stachowskim (116.) w Wimbledonie, Federico Delbonisem (114.) w Hamburgu i Danielem Brandsem (55.) w Gstaad. Federer wydaje się dziś wciąż elegancki, ale nieco wolniejszy i mniej odporny na atletyzm młodszego pokolenia. Pojawiły się kontuzje, ostatnio skarżył się na bóle pleców. Nie udała mu się także próba zmiany rakiety na większą, po paru tygodniach eksperymentowania, przed US Open, powrócił do dawnego sprzętu.
Ma 32 lata, w cyklu ATP Tour jest jeszcze kilkunastu starszych od niego, ale 17. wygranych w Wielkim Szlemie każe patrzeć na Szwajcara inaczej niż na zwykłych uczestników turnieju. Mistrz, który nie potrafi pogodzić się ze słabością, przegrywa i nie umie skończyć z grą – tego widoku raczej nikt nie chce. Do poniedziałku Federer twardo zaprzeczał, gdy mówiono mu, że czas schyłku się zbliża.
– Straty rankingowe można szybko odrobić, ale bieżąca klasyfikacja to dla mnie i tak sprawa drugorzędna. O tym się myśli na początku. Ja bardziej myślę o osiągnięciach całej kariery, o powrocie chęci do walki, zaufaniu do własnych sił i do starej rakiety, którą wszystko wygrałem. Jestem więc szczęśliwy, że plecy nie bolą, że nie muszę myśleć o zdrowiu, że znów gram dobrze – twierdził przed pierwszym meczem.
Jest więc na razie rzecznikiem tych, którzy wierzą, że 30 lat i więcej to tylko liczba i nie trzeba się poddawać jej wymowie. Ma kogo wspierać. W męskiej drabince tegorocznego US Open jest 33 tenisistów po trzydziestce, wśród nich Łukasz Kubot. Podda się na pewno tylko jeden. James Blake (rocznik 1979), w 2006 roku nr 4. na świecie, oświadczył, że po nowojorskich meczach kończy karierę.