Grać z Anastazją Pawliuczenkową oznacza zderzyć się z tenisem twardym, mocnym, choć czasem dalekim od finezji. Rosjanka była jednak solidnie przygotowana taktycznie na mecz z Polką. Punkty tego planu były jasne: dużo mocy w uderzenia, atak po drugim serwisie Agnieszki, czasem skrót, żeby pokazać, że rosyjska technika też coś znaczy.
Plan zapewne układał brat, Aleksander Pawliuczenkow, który bywa z przerwami trenerem siostry od 2009 roku i na razie przy nim dziewczyna z Samary gra najlepiej, choć np. miała za trenerkę samą Martinę Hingis (ale krótko, od kwietnia do czerwca tego roku). Radwańska bardzo się takich gróźb nie bała, zwykle musi się z nimi mierzyć w każdym turnieju, obiecywała jednak dołożyć nieustępliwość i agresję, tak, by nie dopuścić bojowej Anastazji do rozwinięcia skrzydeł. Obie w zasadzie dotrzymały słowa. Isia kontrowała, kiedy tylko mogła, Nastia nauczona schematów ataku, trzymała się ich mocno i parła do przodu.
Pierwszy set rozstrzygnął jednak spryt Agnieszki, wystarczyło, że rywalka osłabiła nieco serwis, że zagrała raz i drugi w siatkę lub aut, by tę małą przewagę zamienić w duży ważny punkt. Cichy, ale wszechstronny atak Polki był bardziej skuteczny. Tenisistka taka jak Pawliuczenkowa nie zmienia łatwo zasad. Drugi set rozpoczęła z tą samą, może nawet większą siłą, w końcu dostała nagrodę – prowadziła 1:0 przy serwisie Polki. I znów nie widać było, by czwarta tenisistka świata przejęła się chwilowym kłopotem. Wyrównała od razu, ale chwiejna równowaga trwała aż do tie-breaka. W nim Radwańska zaczęła od prowadzenia 5:0, wprawiła Rosjankę w dygot zmieszany ze złością, a to nie jest przepis na sukces. Zwycięstwo ogłoszono po krótkiej zwłoce, bo Agnieszce wydawało się, że przy stanie 6-1 posłała asa, sędzina odrzekła, że nie, więc trzeba było jeszcze wykonać jeszcze jeden serwis, po nim skrót, na który Anastazja odpowiedziała odbiciem w aut.
Trzecia rywalka pokonana, bilans setów 6-0, amerykański plan Agnieszki Radwańskiej idzie dobrze. W 1/8 finału Polka zagra z Jekateriną Makarową (nr 24). Kibicom tenisa może bardziej podobałby się mecz z Sabine Lisicki – wspomnienia z tegorocznego półfinału Wimbledonu w spotkaniu z Niemką ożyłyby natychmiast, ale z Rosjanką Isia ma zwycięski bilans 3-0 i chyba ten pierwszy ćwierćfinał w Nowym Jorku wydaje się już naprawdę realny.
Nowy Jork. US Open (34,3 mln dol.).