Od pięciu lat Azarenka nie przegrała z Errani seta, bilans ich spotkań (6-1 dla Białorusinki) też wskazywał na to, co miało stać się w Stambule. Spodziewano się krótkiego meczu, a tu niespodzianka: pierwszy set trwał prawie półtorej godziny i Azarenka wygrała 7:6 (7-4), 6:2.
Errani grała odważnie, wykorzystywała słaby serwis i rozkojarzenie rywalki, pięknie lobowała, prowadziła od pierwszych piłek. Dopiero przy stanie 2:5 Wiktoria zaczęła przypominać siebie z lepszych dni. Obudziła się, przetrwała także kłopoty w tie-breaku i zwyciężyła, choć wrażenia zostawiła mieszane, tym bardziej że w drugim secie Sara walczyła nie tylko z rywalką, ale i z bólem łydki.
Białorusinka przed przyjazdem do Stambułu grała mało. Po przegranym z Sereną Williams finale US Open miała długą przerwę – do jesiennych turniejów w Azji. W Tokio przegrała w pierwszej rundzie z Venus Williams, w Pekinie z Andreą Petkovic.
Gdzie i dlaczego straciła bojowy nastrój, wie trener Samuel Sumyk, do mediów docierały jedynie informacje, że tenisistka dobrze bawi się z 38-letnim amerykańskim wynalazcą tzw. imprezowego rocka Stefanem Gordym, znanym jako Redfoo.
Nikt jej oczywiście nie skreślał, bo Wiktoria umie przygotowywać się do największych turniejów. Jako jedyna w tym roku dwa razy pokonała Serenę. Wymęczone zwycięstwo nad Włoszką trochę jednak zmieniło nastroje: w takiej formie o trzeci raz będzie trudno.