Mecz był dobry, chwilami znakomity, zwłaszcza na początku. Na Li wybrała dobry sposób na Serenę: ryzyko kontrolowane. Każdy return z pełną mocą, drugi serwis jak pierwszy, no i wymiany, w których piłka miała niemal zawsze znaleźć linię kortu.
Chinka rozpoczęła efektownie, lecz wielkość Williams polega także na wielkich powrotach. O pierwszego gema drugiego seta walczyły 12 minut. Dziewięć razy sędzia ogłaszał równowagę, żadna nie chciała ustąpić, w końcu przeważyła Amerykanka. Potem już tak dużych emocji nie było, jeszcze tylko mały zwrot, bo Chinka wyrównała na 3:3, ale ciąg dalszy taki, jaki znamy z wielu innych meczów. Dziewięć kolejnych gemów dla Sereny, krzyk, łzy szczęścia i uśmiech do świata. Potwierdziły się słowa Na Li: – Jeśli z nią grasz, musisz być skoncentrowana w każdej sekundzie. Stracisz koncentrację – ona cię zabije.
Serena Williams dołożyła 11. tytuł do tegorocznej kolekcji, premia ze Stambułu poprawiła jej zarobki do ponad 12 mln dolarów (dokładnie 12 385 572), to też nowy kobiecy rekord świata. Nikt nie będzie wypominał, że została najstarszą z mistrzyń turnieju. Na Li, jak już wiemy, zostanie nr 3 na świecie, lista rankingowa w poniedziałek pokaże: 1. Williams, 2. Azarenka, 3. Na Li, 4. Szarapowa, 5. Radwańska – ta kolejność nie zmieni się do stycznia 2014 roku.
W deblu zwyciężyły Su-Wei Hsieh i Shuai Peng, tajwańsko-chińska para ponad podziałami. Przypadku nie ma – są mistrzyniami Wimbledonu, wygrały w tym roku także w Rzymie, Cincinnati i Guangzhou. Jeśli razem dochodzą do finału, zawsze wygrywają.
Turniej na następne pięć lat przeniesie się do Singapuru. W Stambule zostawił dobre wrażenie. Widzów było sporo, choć najlepsza tenisistka Turcji jest w drugiej setce rankingu. Turniej miał też pomóc Stambułowi w zdobyciu igrzysk w 2020 roku, ale tego zadania nie spełnił.