Pewni awansu są już Ivan Dodig i Marcelo Melo, którzy pokonali Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego, lecz skoro o wyniku meczu decydował wydłużony tie-break, to Chorwat i Brazylijczyk musieli jeszcze czekać sześć godzin – na wynik rywalizacji braci Bryanów z Aisamem-Ul-Haqiem Qureshim i Jeanem-Julienem Rojerem.
Amerykańscy bliźniacy zagrali dla Dodiga i Melo, wygrali (także dopiero w tie-breaku 14-12, po obronie jednej piłki meczowej) i o awans będą się bić w sobotę z Polakami. Łatwo Fyrstenbergowi i Matkowskiemu nie będzie, niedawno w hali w Paryżu znów przegrali z najlepszym deblem świata, lecz historia ich spotkań dowodzi, że polska para od czasu do czasu miewa sposób na Bryanów.
Mecz Djokovicia z Del Potro zaczął się dość standardowo, to znaczy serbski mistrz wykorzystał z zimną krwią jedno przełamanie serwisu Argentyńczyka w pierwszym secie. Chyba potem nie docenił twardości rywala. Del Potro wzmocnił uderzenia, nie cofnął się ani o krok i ta niezłomna postawa dała mu drugiego seta.
Decydujące starcie było powtórką z początku meczu. Przy stanie 3:2 Serb znów zdobył gema przy podaniu rywala i ten wykradziony gem oznaczał wygraną obrońcy tytułu. Wynik jest raczej dobry dla Rogera Federera, który we wcześniejszym meczu dość szybko pokazał Richardowi Gasquetowi miejsce w szyku gdy wygrał 6:4, 6:3.
Grali 79 minut, po których Szwajcar mógł powiedzieć: – Tego właśnie potrzebowałem. Dwóch wygranych setów z dobrym przeciwnikiem. Wiara w siebie wróciła.