Reklama
Rozwiń

Serena, czyli dwa w jednym

Czasem trener, czasem mentor, do tego mówią, że zdobył jej serce. Patrick Mouratoglou, Francuz greckiego pochodzenia – człowiek, który odmienił Serenę Williams. W środowisku twierdzą, że nakręcają go tenis i ambicja. Albo ambicja i tenis.

Publikacja: 09.11.2013 11:14

Patrick Mouratoglou i Serena Williams: od kiedy są razem, Amerykanka wygrała 104 mecze, przegrała ty

Patrick Mouratoglou i Serena Williams: od kiedy są razem, Amerykanka wygrała 104 mecze, przegrała tylko 5.

Foto: AFP

Poznali się tam, gdzie wszyscy – w turniejowych podróżach. Krótkie rozmowy, grzeczne życzenia, żarty gdzieś przy kortach treningowych. Trzeba było kryzysu, by stworzyli parę, zdaje się, zaskakująco stabilną.

Kryzys przyszedł w Roland Garros 2012. Porażka Sereny w pierwszej rundzie z Virginie Razzano, bolesna jak rzadko. Te kilkanaście miesięcy od chwili, gdy Patrick Mouratoglou podał pomocną dłoń amerykańskiej mistrzyni, można już podsumowywać: zwycięstwo w Wimbledonie, dwa sukcesy w US Open i triumf w Paryżu, słodki jak nigdy. Do tego złoto igrzysk w Londynie i jeszcze rankingowy nr 1 na świecie. Bilans zwycięstw i porażek niezwykły: 104–5.

Między słowami

Ten piękny okres, w którym były też 34 kolejno wygrane mecze, porównuje się tylko z czasem rozkwitu Sereny sprzed dziesięciu lat, gdy wygrała cztery turnieje wielkoszlemowe z rzędu (ale nie w jednym roku).

– Świetnie się rozumiemy. Czasem trenerzy myślą, że wszystko musi iść wedle ich wizji i mówią: rób to i to, bo tak powiedziałem. Nasza relacja jest zupełnie inna. Myślę, że jest dla mnie dobry dlatego, że jest otwarty. Ja też jestem otwarta wobec niego i to tworzy coś specjalnego – mówi Serena.

Jej francuski trener ma 43 lata, lekko zaniedbany, odrobinę siwiejący zarost, opinię tenisowego nałogowca i teraz – sławę dopuszczonego do wąskiego kręgu Williamsów. Znalazł się tam, bo jak twierdzi, pojął bardzo złożoną osobowość Sereny. I potrafił rozwinąć ich związek, choć przypominało to najpierw rozmowę w obcym języku.       – Jeślibym brał dosłownie to, co ona mówi, byłoby źle. Cały czas musiałem rozumieć, co naprawdę kryje się za jej słowami. Odgadywać ich sens. Właściwie była to nauka nowego języka – ocenia.

Najstarszy syn urodzonego w Grecji bogatego biznesmena (mama jest Francuzką) był przed laty średnio utalentowanym tenisowym juniorem. Miał spore aspiracje, by zostać zawodowcem, lecz rodzice życzyli sobie, by w wieku 15 lat porzucił sport i poświęcił czas szkole. Nie dotknął rakiety przez siedem lat.

Przygotowywany, by przejąć firmę ojca – jeden z największych we Francji ośrodków produkcji energii odnawialnej – w wieku 26 lat rzucił biznes energetyczny i zaczął budowę akademii tenisowej pod Paryżem. Rozmowa z ojcem była trudna, ale jakoś doszli do porozumienia. – Przeprosiłem, powiedziałem, że energetyka jest ciekawa, ale nie jest moją pasją. A ja chcę realizować coś z przekonaniem i potrzebuję wolności... – wspominał.

Żal jako napęd

Przyjaciele byli zdumieni, bo od razu im mówił, że chce zostać najlepszym trenerem na świecie, że będzie zdobywał Wielkie Szlemy, a przyjaciele wiedzieli, że na tym się nie znał. Wynajął teren i stopniowo zmieniał swój tenisowy sen w jedną z największych akademii w Europie. Na jego kortach zaczęli pojawiać się dobrzy uczniowie i uczennice: Grigor Dimitrow, Jeremy Chardy, Anastazja Pawliuczenkowa, Aravane Rezai. Nauczycielką była przez pewien czas Martina Hingis.

Patrick Mouratoglou nie zaprzecza, że jego główna motywacja wzięła się z młodzieńczych frustracji po niespełnieniu ambicji tenisowych. – Myślę, że taki żal, to jeden z najsilniejszych napędów życiowych – mówi dziś szczerze.

Serena przyszła do niego sama, miała własny apartament w VII dzielnicy Paryża, dojazd na korty nie był problemem. Najpierw zapytała Patricka o zdanie na temat porażki z Razzano, bez owijania w bawełnę. Powiedział, że była spętana emocjami i za często traciła równowagę przy  poruszaniu się po korcie. Dodał, że przyczyn tego stanu nie zna, ale chętnie pozna.

Dostał posadę. W Wimbledonie był jeszcze nieformalnym trenerem, ale potem już nikt się nie dziwił, gdy jeździł do Londynu i Nowego Jorku. Szybko zauważono, że pod jego okiem Serena gra lepiej. Najlepiej pokazywały to statystyki: wciąż tak samo świetnie serwowała, ale każdy inny miernik, zwłaszcza procenty wygranych zagrań, poszedł w górę. – Ona wciąż się zmienia. Jest zupełnie inną tenisistką niż wtedy, gdy miała 20 lat – dodaje Mouratoglou. Z dumą.

Nauczył się czytać jej nastroje, nauczył się pojmować jej myśli. Przyjął motto Sereny: – Jak chcesz gdzieś wejść, musisz rozwalić ścianę. Przełamali także bariery kulturowe. On ją uczył francuskiego (odważyła się już mówić w tym języku do publiczności w Paryżu), ona pokazała mu, że to zabawne jeść burgera w samochodzie i warto mieć amerykańską mentalność zwycięzcy. Ale oboje wciąż lubią wyśmiewać wady swoich nacji.

Rodzina Sereny też zaakceptowała Patricka, choć gazetowe zdjęcia pary w czułych pozach pewnie nie od razu przypadły do gustu mamie, pani Oracene Price. Prasa informowała: Mouratoglou ma trójkę dzieci (10, 12 i 19 lat) z poprzedniego związku. Jest z żoną w separacji, rozwód wciąż w toku.

Real i Barcelona

Trener Sereny (lubi się tak przedstawiać, bardziej niż „właściciel akademii tenisowej") już nie chowa swoich ambicji. Jest konsultantem Eurosportu, pisze blog, promuje się w Internecie i innych mediach. – Nie chwaląc się, miałem wielki wpływ na każdego mojego ucznia – twierdzi w wywiadach.

Ma krytyków. Marcos Baghdatis, który spędził nastoletnie lata w akademii Mouratoglou, mówi: – Niczego nie zmienił w grze Sereny. Ona jest wielką tenisistką, on ma szczęście być przy niej. Moja współpraca z nim też nic nie dała.

Inni, Rezai czy Victor Hanescu, podkreślają: naprawdę kocha tenis, jest bystry, pełen poświęcenia. Sam Mouratoglou twierdzi: – Tak, tenisową obsesję mam od szóstego roku życia. Tylko teraz już w formie dojrzałej. Chcę zrozumieć potrzeby tenisisty, określić cele strategiczne, potem przygotować gracza fizycznie i psychicznie. Jestem jak lekarz ogólny i specjalista – twierdzi.

Z Sereny naprawdę jest dumny. – Ale staram się nie przesadzać z satysfakcją, bo zbyt wielkie zadowolenie oznacza koniec rozwoju. Tak, jestem ambitny, rodzice mnie tego nauczyli. Nie oznacza to, że nie widzę niczego poza Wielkimi Szlemami, z uczenia dzieciaków też mam wiele przyjemności. Jednak mówiąc językiem futbolu: chcę prowadzić Real Madryt, Barcelonę, Manchester United czy PSG, a nie trzecioligowy klub w Uzbekistanie.

– A Serena jest jak Real czy Barca? – spytał go dziennikarz. – Ona jest jednym i drugim – brzmiała odpowiedź.

Poznali się tam, gdzie wszyscy – w turniejowych podróżach. Krótkie rozmowy, grzeczne życzenia, żarty gdzieś przy kortach treningowych. Trzeba było kryzysu, by stworzyli parę, zdaje się, zaskakująco stabilną.

Kryzys przyszedł w Roland Garros 2012. Porażka Sereny w pierwszej rundzie z Virginie Razzano, bolesna jak rzadko. Te kilkanaście miesięcy od chwili, gdy Patrick Mouratoglou podał pomocną dłoń amerykańskiej mistrzyni, można już podsumowywać: zwycięstwo w Wimbledonie, dwa sukcesy w US Open i triumf w Paryżu, słodki jak nigdy. Do tego złoto igrzysk w Londynie i jeszcze rankingowy nr 1 na świecie. Bilans zwycięstw i porażek niezwykły: 104–5.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Tenis
Mistrz Wimbledonu zawieszony. Kolejny taki przypadek w tenisie
Tenis
Iga Świątek wzięła na siebie zbyt wielki ciężar. Nie miała jeszcze tak trudnego sezonu
Tenis
Joao Fonseca jak Jannik Sinner. Nowa siła w męskim tenisie
Tenis
Iga Świątek z dwoma zwycięstwami. Czas na Australię
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Tenis
Podcięte skrzydła Orłów. Iga Świątek daleko od finału
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku