Jak większość meczów deblowych w Londynie, ten polsko-amerykański też skończył się po tie-breaku. Zaciętości w tym spotkaniu było sporo, ale bracia Bryanowie potwierdzili, że w chwilach próby są mocni, wciąż trochę mocniejsi od Polaków.
Mecz nie był długi, trwał 61 minut. W pierwszym secie Amerykanie stracili raz gema serwisowego (Mike Bryan popełnił podwójny błąd serwisowy przy stanie 30-40) i musieli pogodzić się z faktem, że Fyrstenberg z Matkowskim wykorzystali szansę. W drugim secie bliźniacy zaczęli od prowadzenia 3:0 i to też była przewaga dająca zwycięstwo w secie.
Tie-break był równy tylko do stanu 2-2, potem Bryan z Bryanem zdobyli sześć z następnych siedmiu punktów, półfinał dla polskiego debla stał się nieosiągalny. Fyrstenberg i Matkowski wyjadą z Londynu z premią 98 tys. dolarów, do rankingu dopiszą sobie 200 punktów, zostaną ósmą parą świata. Bilans z Bryanami pogorszyli do stanu 7-17. Może za rok będzie lepiej.
Amerykanie zajęli drugie miejsce w grupie, ale sławy nikt im nie zabierze. Rekord zwycięstw turniejowych wciąż poprawiają (w tym roku 11 tytułów w 14 finałach), ósmy raz przekroczyli granicę 60 wygranych meczów w roku. W Masters wygrywali trzy razy (w 2003, 2004 i 2009 roku), nawet jeśli nie zwyciężą po raz czwarty, będą wielcy.
Roger Federer walczył z Juanem Martinem Del Potro o jedenasty udział w półfinale Masters przez trzy długie sety, wygrał 4:6, 7:6 (7-2), 7:5, choć w ostatnim z nich przegrywał już 0:3. Szwajcar zajął drugie miejsce w grupie B, w niedzielę o 15.00 zagra w półfinale z Rafaelem Nadalem.