Dość łatwo było stawiać na taki wynik, kiedy okazało się, że kontuzja Janko Tipsarevicia była poważna i wykluczyła go z meczu. Wcześniejsza dyskwalifikacja Victora Troickiego też zmniejszała szanse Serbów – oznaczała bowiem, że gospodarze nie mają drugiego mocnego singlisty.
Dwa punkty Novaka Djokovicia to było za mało, tak naprawdę zadecydował debel, w którym Tomas Berdych i Radek Stepanek pewnie pokonali Nenada Zimonjicia i Iliję Bozoljaca. Zdobywca ostatniego punktu ma jednak ten przywilej, że jest pamiętany najdłużej – bo pieczętuje sukces. Po raz drugi świetnie się znalazł w tej roli Stepanek.
Z młodym Dusanem Lajoviciem dał sobie radę po profesorsku. Tylko pierwszy gem niespodziewanie przegrał (przy swym serwisie), ale natychmiast znalazł pomysł na rywala i szybkimi krokami szedł do zwycięstwa.
Nie ma co opisywać trzech setów przegranych wysoko przez Serba. Wyrwany ze świata challengerów i przeniesiony nagle w rewiry wielkiego tenisa, do tego przygnieciony potężną odpowiedzialnością Lajović po prostu starał się nie przegrać wysoko. Nie bardzo mu się udało.
Nie miał narzędzi, by przeciwstawić się Czechowi. Stepanek, bywalec Wielkich Szlemów, doskonale wiedział, jak radzić sobie ze stresem, z gwizdami kilkunastu tysięcy widzów i z oczekiwaniami kapitana oraz kolegów. Grał za mądrze i za szybko, by młodszy rywal się nie pogubił. 6:3, 6:1, 6:1 dla Radka i drugi raz nazwa „Czech Republic" pojawiła się na wielkiej podstawie srebrnego pucharu.