Kontrakt jest trzyletni, biuro w Londynie, pensja na razie nieujawniona, ale skoro poprzednicy zarabiali niekiedy sporo ponad 3 mln dol. rocznie, to nowy lider ATP zapewne nie dostanie mniej.
Poprzednikiem Kermode był zmarły w maju Australijczyk Brad Drewett, który prowadził organizację od stycznia 2012 roku. Wcześniejsi przewodniczący: Amerykanin Adam Helfant, Etienne de Villiers z RPA i Mark Miles (USA) wyprowadzili ATP na szczyty biznesu sportowego, mimo pewnych zacięć, zapewnili tenisistom sławę, pracę i płace, których nie ma w wielu innych dyscyplinach.
Nowy przewodniczący i dyrektor wykonawczy ATP ma za zadanie utrzymać pozycję tenisa, a nawet ją wzmocnić. W praktyce od szefa ATP spodziewa się podpisywania kontraktów sponsorskich i robienia wszystkiego, by ta maszyna do zarabiania pieniędzy była wciąż naoliwiona i kręciła się bez zacięć.
Chris Kermode ma kompetencje w tej dziedzinie – to człowiek, który stoi za sukcesem finansowym i organizacyjnym pięciu ostatnich Finałów ATP World Tour w Londynie, był także dyrektorem turnieju Aegon Championships na kortach Queen's Clubu. Ma 48 lat, dużą popularność wśród najlepszych rakiet świata, jego kandydaturę popierali gorąco Andy Murray i Roger Federer.
Wygrał, choć miał kilku mocnych konkurentów, byli wśród nich długoletni działacz ATP Mark Young, dyrektor turnieju w Indian Wells Steve Simon oraz były działacz WTA, obecnie pracujący w NBA David Shoemaker. Fotel szefa ATP to miejsce, z którego wygodnie przechodzi się na inne znaczące posady w biznesie (Miles jest dziś szefem grupy kontrolującej wyścigi serii IndyCar, De Villiers prowadził zespół Formuły 1, teraz ma własny fundusz inwestycyjny, Helfant założył sportowo-medialną firmę doradczą).