Korespondencja z Melbourne
Zdolny tenisista z Bośni i Hercegowiny walczy z Ivanem Dodigiem, Chorwatem, który jest sam jak palec. Kibice z Bośni śpiewają jak natchnieni, chociaż Damir przegrywa 0:2 w setach. W trzecim secie zrywa się do boju. Przy stanie 5:3 mecz zostaje przerwany. Australijscy policjanci uważnie przyglądają się rozwojowi wydarzeń. Damir mówi do amerykańskiego sędziego Jake'a Garnera: „Czy zawsze kiedy sędziujesz moje mecze musisz udowadniać, że nie masz mózgu?".
Awantura wisiała w powietrzu. Damir złorzeczył, kibice dudnili o schody, zrobiło się nieprzyjemnie. W końcu wygrał seta, a na początku czwartej partii Dodig poddał się z powodu kontuzji. Starsza pani urodzona w Sarajewie, podbiegła do Damira i zaprezentowała mu tatuaż. Bomby, ruiny zamku. „Damir, pocałuje swoją najwierniejszą fankę" – krzyknęła do Dżumhura, a 22 – letni tenisista z Sarajewa przytulił się do niej jak do mamy. Popłakał się, zaśpiewał z kibicami pieśń z filmu „Grbavica", po czym podbiegł i podziękował Dodigowi za walkę.
Na korcie obok Marinko Matosević i Michał Przysiężny grali w pierwszej rundzie debla, ale nie mogli się skoncentrować, gdyż chóralne śpiewy bośniackich kibiców utrudniały pozbieranie myśli. „Jest jak u Kusturicy" – powiedział Goran Ivanisevic, mistrz Wimbledonu z 2001 roku, który oglądał fragment pojedynku Dżumhura z Dodigiem.
Dżumhur studiuje nauki polityczne, ma sponsora z USA i tajemniczego darczyńcę rodem z Serbii. „Amerykański sponsor nakreślił mi konkretny plan do wykonania, a firma z Sarajewa, która mnie wspiera to przyjaciele. Oni cieszą się, że uprawiam sport, który kocham. Wierzę, że tegoroczny Australian Open będzie dla mnie jak przekroczenie bram niebios" – mówił po meczu Dżumhur, 188 rakieta świata.