Jeszcze raz kazało się, że kapitan Szamil Tarpiszczew potrafi zaskakiwać. W ostatniej chwili zrezygnował z Dmitrija Tursunowa w deblu, do Krawczuka dołączył młodego Chaczanowa i ta para dostała w sobotę nagły obowiązek gry z Polakami.
– Oczywiście, że skład rywali okazał się dla nas zaskoczeniem. Do końca wierzyliśmy, że na kort wyjdzie Tursunow, graliśmy z nim wiele razy, zawsze nie były to łatwe mecze. Wkrótce pojęliśmy, dlaczego grał Chaczanow: był naprawdę mocny. W pierwszym secie popełniliśmy za wiele błędów, kilka razy zawiodło porozumienie, no i dostaliśmy kilka ciosów. Po przegranym secie powiedzieliśmy sobie, że czas na pełną koncentrację, bierzemy się za siebie i rozpoczęliśmy udany kontratak – mówił Fyrstenberg.
– To, że nie grał Tursunow nie zadecydowało o początkowych kłopotach, raczej fakt, że popełnialiśmy podwójne błędy serwisowe i szybko uciekły nam pierwsze gemy, tym bardziej, że nieznani rywale naprawdę grali z początku doskonale. Od stanu 0:4 wszystko zaczęło wracać do normy, wszyscy wiedzą, że w Pucharze Davisa do zwycięstwa jest długa droga, całe trzy sety, więc był czas, by zmienić przebieg walki. I to na się udało – opowiadał w Moskwie Matkowski.
– Kapitan Radosław Szymanik też miał słowo do powiedzenia, pytał w pierwszym secie co z nami jest i zapowiadał, że zaraz nas zmieni – żartował polski tenisista.
Pokonani zagrali razem pierwszy raz. – Tarpiszczew niczego nie tłumaczył, po prostu wieczorem powiedział mi, że zagram w deblu. Odpowiedziałem, że jestem gotów i tyle, choć praktycznie debla nie trenowaliśmy. Podczas przygotowań jednego dnia zagraliśmy każdy z każdym i już. Być może to był jeden z powodów porażki. Ale zaczęliśmy dobrze, chyba Polacy tego się nie spodziewali. W drugim secie gra się wyrównała, przełamanie naszego serwisu przy stanie 4:5 okazało się decydujące. Potem graliśmy już coraz gorzej, nie wiedzieliśmy co zmienić, by odwrócić losy meczu. Próbowaliśmy tego i owego, nie działało – powiedział Chaczanow.