W marcu ogłoszono narodziny nowego cyklu rozgrywek, co pozbawia złudzeń tych, którzy jeszcze je mieli: zawodowy tenis nie zna granic zarabiania.
International Premier Tennis League (w skrócie IPTL) to najnowsza odpowiedź na tę potrzebę – 16-dniowy cykl rozgrywek drużynowych w końcu roku (przełom listopada i grudnia). Walczyć będą reprezentacje azjatyckich miast: Singapuru, Bombaju, Bangkoku i Dubaju. W każdej obecne i byłe sławy tenisa. Pula premii, wedle obecnych szacunków – 24 mln dolarów. Pomysł przyszedł z Indii. Chętnych nie brakuje.
Przez lata tenisistki i tenisiści walczyli o krótszy sezon pod hasłami ochrony własnego zdrowia i poprawy atrakcyjności turniejów. Wygrali niemało: panie kończą rozgrywki WTA w drugiej połowie października (dekadę temu mistrzostwa WTA grano w połowie listopada), panowie mają Masters na początku listopada, w ostatnich latach zyskali dwa tygodnie.
Gra na dachu
Wciąż słychać było o potrzebie ograniczenia rozgrywek Pucharu Davisa. O rozłożeniu ich na dwa lata, bo za bardzo obciążają spracowane gwiazdy. Po tych narzekaniach tenis dostał w końcu czas na regenerację, a każdy gwiazdor, pomimo zobowiązań i kar finansowych, tak naprawdę może opuścić dowolny turniej, nie wyłączając Wielkiego Szlema, a premie w turniejach ATP i WTA nadal rosną, choć poziom meczów raczej nie.
Ale mistrzowie wcale nie odpoczywają, w wolnym czasie odnajdują się pełni wigoru w pokazowych meczach rozgrywanych w najbardziej atrakcyjnych miejscach świata, odbywają tournée, którego główną atrakcją jest gra na dachu hotelu lub na statku, a potem wracają do zwykłych obowiązków, znów narzekając na kontuzję i zmęczenie materiału.