Janowicz mecz z Ciliciem zaczął świetnie, ale po dwóch wygranych setach i niezwykłym tie-breaku, w którym od wyniku 1-5 efektownie przeszedł do 7-5, przyszedł czas Chorwata. Cilić zwyciężył 3:6, 6:7 (5-7), 6:4, 6:1, 6:3. Ponieważ mecz był długi i pora późna, strony uzgodniły, że piątego starcia, już o pietruszkę, nie będzie.
Najgorętsze chwile przyszły podczas konferencji prasowej. Janowicz i kapitan Radosław Szymanik z oczywistych powodów mieli marsowe miny, przeżywali porażkę ogromnie, może dlatego większość frustracji wylali na głowy dziennikarzy. Cyklistów pominęli.
Najlepszy polski tenisista nie miał początkowo ochoty na żadne rozmowy, cztery pytania, cztery zdawkowe odpowiedzi, monosylaby i głowa zasłonięta ręką. Wybuch nastąpił, gdy jeden z pytających spytał grzecznie, czy może oczekiwania są za duże, może mamy ekipę w sam raz na grupę I w strefie euro-afrykańskiej.
Wyrwany mikrofon
Pytanie było do kapitana, mikrofon porwał jednak Janowicz i podniesionym głosem zarzucił mediom zbiorowo wszelkie winy, niezrozumienie i manipulacje, przy okazji negując możliwość rozwoju w Polsce w każdej innej dziedzinie. Zawrzeć pokój było trudno, tak samo jak uzyskać coś więcej na temat gry w tenisa.
Pozostaje polegać na własnych ocenach. W pamięci kibiców na Torwarze przetrwa zatem dobry mecz, dwa sety Janowicza jak marzenie – równa, mocna gra, serwisy pod 230 km/godzinę, pewna ręka w wymianach. Nie jest łatwo zdominować Marina Cilicia, on też potrafi serwować ponad 200 km/godz., w dodatku trafia tam, gdzie rywalowi odebrać piłkę najtrudniej.