Powtarza te słowa coraz bardziej zdecydowanie od kilku miesięcy. Szkoccy zwolennicy wybicia się na niepodległość muszą przyjąć do wiadomości to, co mówił także kilka dni temu podczas turnieju w Madrycie. – Dla mnie to wstyd, że politycy tak mnie traktują. Niewiele znam się na polityce. Po prostu gram zawodowo w tenisa, bo to jest to, co kocham. Nie ma to nic wspólnego z krajem, z którego pochodzę. Jestem jedynie wykorzystywany jako symbol czyichś ambicji, to hańba – stwierdził.
Próby, by wykorzystać w polityce wielkoszlemowego mistrza US Open 2012, Wimbledonu 2013 i mistrza olimpijskiego z Londynu bardzo się nasiliły, bo do referendum już całkiem blisko, a Andy Murray wydawał się zwolennikom niepodległości Szkocji postacią do wsparcia idealną.
Urodził się w miasteczku Dunblane, 50 km na północy wschód od Glasgow, niedaleko miejsca wielkiego szkockiego zwycięstwa nad Anglikami podczas średniowiecznej bitwy pod Bannockburn (1314). Życie nie rozpieszczało Andy'ego od dzieciństwa, także dlatego, że przeżył głośną masakrę w szkole podstawowej w Dunblane w 1996 roku (szaleniec zastrzelił wówczas 16 osób).
Dzięki rodzicom, zwłaszcza twardej matce Judy, został doskonałym tenisistą w krainie bez tenisowych tradycji. Nie było jednak szkockiego domu, w którym na początku lipca 2013 roku nie włączono telewizora z okazji wimbledońskiego finału. Szkockie gazety pisały, że w jednej z górskich miejscowości w niedzielę na porannej mszy przed meczem pastor instruował wiernych, by pomodlili się o „mały, ale osłabiający wypadek, jaki mógłby przytrafić się panu Djokoviciowi... ".
Przed laty, gdy młodszy syn pani Judy Murray był tylko dobrze zapowiadającym się tenisistą, pozwolił sobie na żart z relacji między Anglikami i Szkotami. Wydawało mu się, że nikt nie potraktował poważnie słów, że w piłkarskich mistrzostwach świata 2006 będzie kibicował wszystkim poza Anglią. Trochę się mylił. W Anglii byli ludzie, dla których to był dobry powód, by mu nie kibicować na kortach, w Szkocji, by ujrzeć w nim nacjonalistę, kogoś na kształt Mela Gibsona z hollywodzkiej superproducji „Braveheart". – Zrobiłem ten błąd w przeszłości, błąd, który spowodował ośmioletni ból głowy i wiele obelg... – stwierdził Murray po szkodzie.