Mama Eri Nishikori, z zawodu nauczycielka gry na pianinie, mówi, że od chwili, gdy Kei zaczął grę w ATP Tour, widzi syna jakieś pięć dni w roku. Wpada do rodzinnego domu w Matsue i wypada, bo świat czeka.
Ojciec, inżynier Kiyoshi Nishikori, zapewnia, że Kei o swej przyszłości zadecydował sam. Miał pięć lat, gdy dostał rakietę – podczas wakacji na Hawajach. To wystarczyło, by Kei zapalił się do gry. Pan Kiyoshi rzucił własne hobby (wędkowanie i golf), poświęcił wolny czas na pierwsze tenisowe lekcje syna. Drugi powód dała starsza siostra Reina, która już umiała grać i brała udział w rozgrywkach. Pokonać siostrę – miło.
Grał dobrze, zdobył trzy ważne tytuły w turniejach dziecięcych w szkole podstawowej (wśród nich mistrzostwo kraju). Był też napastnikiem w szkolnej drużynie piłkarskiej, ale oświadczył pewnego dnia rodzicom, że będzie żył tylko z tenisa, bo w tym sporcie wszystko zależy od niego. Pojechał do akademii tenisowej w Tokio, gdzie rozpoznano talent.
Kaprys pana Mority
Wielu młodych ludzi ma tenisowe marzenia, ale te się spełniły, bo ówczesny prezes firmy Sony i Japońskiego Związku Tenisowego pan Masaaki Morita miał kaprys – utworzył fundację wspierającą młode talenty tenisowe (choć Ayumi Morita to nie jest jego córka). Dał pieniądze z własnej kieszeni.
Tak Kei Nishikori został Projektem 45. Brzmi może nieszczególnie, ale ma sens – chodziło o to, by choć o jeden szczebelek przekroczył granicę, jaką stanowiło 46. miejsce Shuzo Matsuoki w historycznym rankingu ATP w latach 90.