Na mecz Urszuli Radwańskiej ze Słowaczką Magdaleną Rybarikovą przykro było patrzeć. Było to spotkanie dwóch kobiet, które na kort powinny wyjść o kulach albo lepiej zostać w domu. Obie miały ogromny problem z poruszaniem się, trudno powiedzieć, która większy. Wiedzione ambicją i być może skuszone poważną premią za występ w pierwszej rundzie, walczyły przez dwa i pół seta, aż wreszcie ta bardziej obolała, czyli Urszula Radwańska, się poddała. Rybarikova wygrała 4:6, 6:4, 3:0. Warto spojrzeć, czy przystąpi do meczu drugiej rundy. Młodsza z sióstr Radwańskich przeżywa ciężki czas, miała już operowany kręgosłup i bark, mówiła, że przyzwyczaja się do ciągłej rehabilitacji, czyli mówiąc wprost – gry z bólem.
Rok temu, po Wimbledonie, Jerzy Janowicz wydawał się królem życia, które zaczynało się na nowo. Chyba nikt wówczas nie przypuszczał, że dzisiejszy mecz z fińskim weteranem Jarkko Nieminenem będzie tak ważny. Janowicz miał być jednym z tych, którzy wraz z Kei Nishikorim, Milosem Raonicem i Grigorem Dymitrowem zaatakują tenisowy szczyt, a w drugiej rundzie turniejów wielkoszlemowych to rywale Polaka będą mieć miękkie nogi. Zamiast tego mamy to, co mamy – wciąż wysoką pozycję w rankingu, ale jednocześnie serię porażek, medialną awanturę po meczu z Australią i strach, co będzie dalej. Wnioskowanie przez analogię do wesołych wniosków nie prowadzi – Nishikori i Dymitrow już w Paryżu nie grają (Bułgar przegrał wczoraj z chorwackim wielkoludem Ivo Karloviciem).
Koszmar porażek Janowicz przerwał, ale dopiero pojedynek z Nieminenem (trzeci mecz dnia na korcie nr 7) pokaże, ile jest wart teraz. Leworęczny Fin ma 33 lata i słynie z tego, że żadnej piłki nie oddaje za darmo. W Wielkich Szlemach sukcesów nie odnosił (trzy ćwierćfinały), ale to firma solidna jak Nokia sprzed lat i Finlandia w szkle do dziś.
Janowicz ma z kim porozmawiać o zaletach swego rywala, jego trenerem jest wieloletni kapitan fińskiej reprezentacji Kim Tiilikainen, a w poprzednim meczu Nieminen w pięciu setach pokonał Michała Przysiężnego, przyjaciela polskiej rakiety nr 1. Jarkko z miasta Masku od lat stoi Polakom kością w gardle, w Pucharze Davisa zabrał nam kiedyś zwycięstwo, wygrywając z Przysiężnym w Sopocie po maratońskim meczu.
Agnieszka Radwańska, która zagra z Karoliną Pliskovą (53 WTA, ostatni mecz na korcie nr 1), jest w zupełnie innej sytuacji. Od lat w czołowej światowej piątce – podziwiana za piękną grę, mająca globalny fanklub zakochanych w jej tenisie. Brakuje tylko wielkoszlemowych zwycięstw, dlatego ciągle wraca pytanie: czy Aga, bo tak nazywa ją anglojęzyczny świat, wreszcie udowodni, że Wielki Szlem to nie są dla niej za wysokie progi. Na kortach ziemnych – jak nas o tym zawsze przekonywała - czuje się najgorzej, ale na początku sezonu trener Tomasz Wiktorowski zapowiadał, że w tym roku powinien być postęp, i jest. Jak duży – jeszcze dziś się chyba nie dowiemy, bo Radwańska jest zdecydowaną faworytką. – To prawda, ale rywalka wcale nie jest słaba. Dużo będzie zależało od pogody, jeśli będzie ciepło i sucho, to szanse Pliskovej wzrosną. Ona ma prawie 190 cm wzrostu i potężny serwis – mówił „Rz" Wiktorowski.