Korespondencja ?z Londynu
To był najlepszy kobiecy mecz turnieju. Trzy nieprzewidywalne sety, w każdym napięcie, a na końcu sześć piłek meczowych obronionych przez Rosjankę i zwycięstwo trochę niemieckiej, trochę polskiej wnuczki pana Janusza Rzeźnika z Puszczykowa: 7:6 (7-4), 4:6, 6:4.
Andżelika, dla domowników po prostu Ania, wciąż ma polski paszport. Zbudowane przez dziadka pod Poznaniem Centrum Tenisowe Angie to także jej sportowy dom. Pewnie wszyscy tam oglądali, jakie cuda Ania wyczyniała na korcie centralnym, jak nie pozwoliła wyrwać sobie zwycięstwa.
Wygrała dzięki obronie. Maria Szarapowa, jak wiadomo, nie zmienia stylu gry w zależności od rywalki – jest ponad takie subtelności. Jak strzela, to strzela, jak krzyczy, to krzyczy, żadnych półśrodków i półtonów. Kto się przestraszy, przegrywa szybko. Tego dnia Rosjanka trafiła na Andżelikę Waleczne Serce.
Na jakość gry od początku nikt nie narzekał, ale gdy doszło do dziesiątego gema finałowego seta, gdy Szarapowa z wiarą w oczach zmieniła wynik z 2:5 na 4:5 i miała w ręku serwis, po prostu trzeba było patrzeć i bić brawo. Rzadko kiedy Masza z Florydy zderzała się z taką wytrwałością. Włożyła w ten gem całą potęgę ramion, nóg i gardła, ale i to nie wystarczyło, by przełamać żelazny opór panny z Puszczykowa. Piłki meczowe liczyliśmy jak cały stadion: jedna, druga, trzecia, szósta, wreszcie siódma, po której Kerber mogła podnieść ręce w górę i – jeszcze cała rozedrgana, wypełniona po czubek głowy adrenaliną – mówić dziennikarzowi o swym szczęściu.