Kiedy ojciec Marina zaczął stawiać kort tenisowy na podwórku za domem w Medjugorie, ludzie mówili, że Zdenko zwariował. Nawet dziadek spojrzał na rozkopaną ziemię i rzekł, że w tym miejscu przydałoby się postawić warsztat, bo jest bardziej potrzebny.
Zdenko Cilić miał na to odpowiedź płynącą bardziej z serca niż rozumu: – Nie miałem szansy spełnić się w sporcie, to niech chociaż dzieciaki mają – mówił. Kochał sport, od małego grał w piłkę, nawet nieźle, ale jak przyszło co do czego: kariera futbolowa w Osijeku czy praca w rodzinnej winnicy oraz na polach chmielu, wyboru nie było.
Zbudował zatem ten kort, drugi w okolicy. Pierwszy był dziełem Żeljko Dodiga, wujka Ivana, drugiego ze znanych tenisistów urodzonych w Medjugorie. Rodziny mieszkają blisko siebie, furtki dzieli jakieś sto metrów.
Zawzięty dzieciak
U Ciliciów urodziła się czwórka dzieci, sami synowie: Vinko, czyli Vincent, Goran, Marin i, siedem lat po nim, Mile. Wszyscy zdolni do sportu, kopali piłkę, ale grali też w koszykówkę, piłkę ręczną, no i w tenisa u Dodigów. Kort u Ciliciów, budowany chałupniczo, spełnił swoją funkcję i spełnia do dziś, bo Zdenko, mimo kosztów, nawet zamontował oświetlenie.
Pierwszą rakietę Marin dostał, gdy nie miał jeszcze siedmiu lat. Pasję obudził w nim kuzyn z Niemiec, Tadja, który przyjechał na wakacje i pokazał, że tenis to fajny sport. Starsi bracia też odbijali i dziś mówią, że młody na początku wcale nie pokazywał wiele talentu, ale choć z natury cichy i wycofany, na korcie zawzięty był jak nikt z rodziny.