Grupa A ma po poniedziałku mocnych kandydatów do awansu: Stan Wawrinka pokonał 6:1, 6:1 Tomasa Berdycha, Novak Djoković tak samo gładko zwyciężył Marina Cilicia. Obiecywano sobie fajerwerki techniki i niezwykłe wymiany, tie-breaki i trzecie sety, wyszło zupełnie inaczej.
Najpierw Szwajcar w 58 minut wykorzystał fatalną formę Czecha. – Zagrałem najgorszy mecz w tym roku – przyznał samokrytycznie Berdych. – Nie spodziewałem się takiej łatwizny. Byłem jednak dobrze przygotowany, nawet jeśli wyniki w Bazylei i Paryżu nie wskazywały na wzrost formy. Miałem także za sobą tydzień doskonałych treningów. W Londynie czułem świetnie piłkę – brzmiał komentarz Wawrinki.
Djoković w podobny sposób zdewastował mistrza US Open. Cilić może nie był tak bezradny, jak Berdych, nawet próbował śmiało atakować, lecz przegrał nawet szybciej – w niecałe 57 minut. Tylko kilka razy przypominał tego natchnionego tenisistę z kortów Flushing Meadows, ale na liderze rankingu światowego parę udanych strzałów żadnego wrażenia nie zrobiło.
Wstydliwy bilans spotkań Chorwata z Serbem wygląda znów gorzej: 0 zwycięstw, 11 porażek. Perfekcyjnemu Novakowi do pozostania nr 1 na świecie na koniec roku trzeba jeszcze dwóch wygranych (niezależnie od wyników Rogera Federera). Grupa A ma zatem dwóch liderów i dwóch outsajderów – wszyscy znów zagrają w środę, warto przegranym życzyć, by wrócili do zwykłej formy, zyskają widzowie i turniej.
Wobec niewielkich emocji w meczach singlowych Grupy A, trzeba uczciwe przyznać, że, jak rzadko, więcej atrakcji przeniosły mecze deblowe. Alexander Peya i Bruno Soares pokonali bowiem Jeana-Juliana Rojera i Horię Tecau po bardzo długim tie-breaku (obronili w nim piłkę meczową), a potem nastąpił wybuch w postaci meczu Łukasza Kubota i Roberta Lindstedta przeciw braciom Bryanom.