Dredy niemieckiego Jamajczyka (lub jamajskiego Niemca) fruwały nad szaro-granatowym kortem w hali Orbita dwa razy, oba mecze nie trwały jednak długo. Najpierw Brown wygrał w niecałą godzinę 6:1, 6:4 z Andriejem Gołubiewem, Rosjaninem reprezentującym Kazachstan.
Rywal może nie był przesadnie mocny, ale bywało, że przed laty wygrywał z Nikołajem Dawydienką, Robinem Soderlingiem i Davidem Ferrerem. – Mecz na papierze wyglądał na dość łatwy, ale taki nie był. W drugim secie rywal był już blisko, bo lepiej serwował. We Wrocławiu jest bardzo szybka nawierzchnia, która odpowiada mojemu stylowi gry, więc mam nadzieję, że wygram ten turniej – stwierdził Brown podczas konferencji prasowej.
Wydaje się, że z braku Polaków publiczność wrocławska znalazła swego idola i podziela tę nadzieję. Niemiecki tenisista może będzie miał nawet dwie szanse na zwycięstwo, bo w deblu (z Frantiskiem Čermakiem, doskonałym specjalistą z Czech) jest już w półfinale. także po niezwykle sprawnym zwycięstwie (38 minut) 6:1, 6:2 nad parą czesko-słowacką Roman Jebavy i Lukas Lacko.
Lacko grał parę chwil po długim meczu singlowym z Aleksandrem Kudriawcewem z Rosji, to wcześniejsze spotkanie również przegrał, więc może stracił motywację do walki o 3100 euro do podziału z kolegą.
Brown zagra w ćwierćfinale z 24-letnim Albano Olivettim, którego ranking (1346. ATP) nie poraża (Francuz dostał się do turnieju dzięki specjalnemu zaproszeniu), osiągnięcia krótkiej kariery też nie budzą wzruszeń (2 wygrane turnieje ITF), ale tenisista jest wzrostu Jerzego Janowicza, czyli ma całe 203 cm oraz zmierzono mu w 2012 roku efektowną prędkość serwisu – 257,5 km/godz., to drugi wynik na świecie. W hali Orbita takie podanie bardzo się przydaje.