Plan musi być tak ambitny, bo zeszłoroczny sukces Polki w stolicy Chin ma dodatkową cenę: trzeba bronić aż 1000 punktów rankingowych. Turniej jest ważny: cykl Premier Mandatory, pula nagród 6,382 mln dol. (1,272 mln dla mistrzyni), aż 64 uczestniczki w drabince, co oznacza sześć meczów do zwycięstwa.
Radwańska zrobiła w niedzielę pierwszy krok podczas tej misji specjalnej, pokonała Niemkę Carinę Witthoeft (72. WTA) 7:5, 6:3, przypomniała widzom, że wygrywała na błękitnych olimpijskich kortach Narodowego Centrum Tenisowego także w 2011 roku i była w finale dwa lata wcześniej.
– Kiedy bronisz tak wielu punktów, presji jest zawsze trochę więcej. Nie ma łatwych spotkań, jest przymus najlepszej gry od pierwszej rundy – mówiła chwilę po spotkaniu, jak podpowiada wynik, niełatwym i dającym tylko 10 pkt do klasyfikacji WTA. Zostaje pracować jeszcze na 990.
W drugiej rundzie Polka zmierzy się z Chinką Shuai Zhang (26. WTA), która pokonała Julię Putnicewą z Kazachstanu 6:4, 6:4. – Widziałam ją, grała wspaniale. To jest bardzo agresywna tenisistka, muszę uważać, posyłać piłki głęboko w kort i także wyzwolić agresję, bo sama obrona nie wystarczy. Publiczność będzie za nią, zatem zapowiada się niezła zabawa – dodała polska tenisistka, dobrze definiując kolejne wyzwanie.
W Pekinie startuje większość z najlepszych tenisistek świata, po udanych eliminacjach jest wśród nich także Magda Linette. Pierwszy mecz turnieju głównego ma w poniedziałek – z Rosjanką Jeleną Wiesniną (21. WTA). Na razie najwięcej uwagi skupia start Marii Szarapowej. Los dodał pikanterii jej powrotowi: na początek grała z Anastasiją Sevastovą, Łotyszką, która była lepsza parę tygodni temu w czwartej rundzie US Open. Rewanż się udał, choć obie panie kończyły grę na miękkich nogach: po trzech godzinach Szarapowa zwyciężyła 7:6 (7-3), 5:7, 7:6 (9-7).