Wierzy pan w medal dla Polski na rozpoczynających się mistrzostwach świata?
Wszystko się może wydarzyć, choć patrząc przez pryzmat całego sezonu, spodziewam się, że ciężko będzie go wywalczyć. Zapewniam jednak, że nie składamy broni. Mamy Pawła Wąska, który cały czas jest blisko czołówki. Pozostali zawodnicy nie byli na zawodach Pucharu Świata w Japonii, specjalnie przygotowywali się na konkursy w Trondheim. Trzeba wierzyć, ale jest ryzyko, że możemy z Norwegii wrócić bez medalu.
Pan zna to z własnej kariery? Przypomina się Predazzo?
No właśnie, przed zawodami w Predazzo sam miałem kryzys formy, a zdobyłem tam dwa złota. Na całą sytuację patrzę bardziej z perspektywy zawodnika niż prezesa i wolę mówić o sukcesach, kiedy już się pojawią, a nie rozdawać medale przed wydarzeniem. Wiem, jak ciężko jest zdobyć medal na wielkiej imprezie, ale te niespodziewane też najlepiej smakują. Dwa lata temu chyba nikt nie stawiał na medal Piotrka Żyły na normalnej skoczni, a wrócił do Polski jako mistrz świata. Pamiętajmy, że w Trondheim na takim obiekcie będzie skakało pięciu Polaków, a to jest dodatkowa szansa.
Wąsek jako jedyny z kadry poleciał do Japonii. Dlaczego?
Długo nie było wiadomo, czy się tam wybierze. Spodziewaliśmy się, że czołówka może nie polecieć na konkursy w Azji i Paweł mógłby wskoczyć do czołowej dziesiątki PŚ, ale plan nie wyszedł w 100 proc. Wyprawa do Japonii nie była pomysłem tylko trenera Thomasa Thurnbichlera, ale też Pawła. Zawodnik sam tego chciał i zadeklarował, że prosto z USA pojedzie do Sapporo.
Udźwignie bycie liderem kadry na mistrzostwach świata? To chyba trochę co innego niż taka rola w Pucharze Świata?
Czytaj więcej
Thomas Thurnbichler ogłosił skład reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym, które rozpoczynają się 26 lutego. W kadrze zabrakło miejsca dla Kamila Stocha.