Reklama
Rozwiń

Gdzie są chłopcy z tamtych lat, czyli wspomnień czar

Przed laty mistrzów znali wszyscy. Teraz żyją w cieniu zawodowców, na uboczu wielkiego sportu. Nazwiska tych, którzy polecieli do Chicago, potrafią wymienić tylko najbliżsi i ludzie z branży

Publikacja: 24.10.2007 08:41

Gdzie są chłopcy z tamtych lat, czyli wspomnień czar

Foto: Przegląd Sportowy

W Chicago ruszyły właśnie rekordowe MŚ: aż 700 zawodników, 11 kategorii wagowych, stawką tytuły, ale też kwalifikacje na igrzyska w Pekinie. Zabraknie tylko Kubańczyków, których Fidel Castro nie puścił do Ameryki, bojąc się, że wybiorą wolność. Polskę reprezentować będzie dziewięciu pięściarzy. Będzie dobrze, jeśli przywiozą choć jeden medal. Aż trudno dziś uwierzyć, że kiedyś to właśnie w ringu rodzili się polscy bohaterowie zbiorowej wyobraźni.

Zbigniew Pietrzykowski, Jerzy Kulej, Leszek Drogosz, Tadeusz Walasek, Henryk Średnicki – w czasach, gdy zawodowstwo było zakazane, to oni, amatorzy z dawnych lat, bili rekordy popularności. Zdobywali medale na igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata i Europy, odnosili zwycięstwa w meczach międzypaństwowych, które oglądały pełne hale. Godnie zastępowali nam tych, którzy za oceanem zarabiali miliony dolarów i toczyli 15-rundowe walki o zawodowe pasy.

Najwięksi polscy pięściarze rozminęli się z mistrzostwami świata. Gdy na Kubie w 1974 roku organizowano pierwsze MŚ amatorów, Pietrzykowski, Kulej i Marian Kasprzyk byli już sportowymi emerytami. Do Niemiec na stałe wyjechał mistrz z Helsinek Zygmunt Chychła, miejsca Henryka Kukiera, Zenona Stefaniuka, Aleksego Antkiewicza, Leszka Drogosza czy Walaska zajęli młodsi. Tacy jak Zbigniew Kicka, ambitny chłopak z Pszowa, który stanął w Hawanie na podium z brązowym medalem na szyi. To był pierwszy medal MŚ dla Polski, cztery lata później Henryk Średnicki zdobył w Belgradzie pierwszy i ostatni złoty. Został mistrzem świata w wadze muszej (51 kg). Brązowe medale wywalczyli Roman Gotfryd i Jerzy Rybicki, mistrz olimpijski z Montrealu (1976). Ten drugi przegrał w półfinale przez nokaut z radzieckim siłaczem Wiktorem Sawczenką. Kiedy dwa lata później, podczas igrzysk w Moskwie, Polak znów miał się spotkać w półfinale z Sawczenką, namawiano go, by zrezygnował i nie kusił losu. Ale Rybicki odmówił, wyszedł na ring i był lepszy od króla nokautu. Gdyby nie kontuzja łuku brwiowego, byłby w finale. Sędzia jednak nie pozwolił mu dokończyć pojedynku.W Monachium w 1982 r. klasę pokazali bracia bliźniacy Paweł i Grzegorz Skrzeczowie. Pierwszy przegrał w finale wagi półciężkiej z Kubańczykiem Pablem Romero, drugi w półfinale wagi ciężkiej z Rosjaninem Aleksandrem Jagubkinem. Sensacją turnieju była porażka, już w pierwszej walce, Kubańczyka Teofila Stevensona, trzykrotnego mistrza olimpijskiego i dwukrotnego mistrza świata najcięższej kategorii. Stevenson, pierwszy Kubańczyk, któremu oferowano milion dolarów za walkę z mistrzem zawodowców Muhammadem Alim, powrócił na tron w Reno w 1986 roku. Z Polaków tylko Tomasz Nowak i Henryk Petrich stanęli wówczas na najniższym stopniu podium. Kto mógł przypuszczać, że złe czasy dla polskiego boksu dopiero nadchodzą. Brązowy medal Krzysztofa Wróblewskiego w 1989 r. w Moskwie był przypadkowy i nie mógł zasłonić smutnej rzeczywistości.

21-letni Andrzej Gołota przegrał z powodu kontuzji z Rosjaninem Jewgienijem Sudakowem, ale niczym szczególnym się nie zapisał. Rok później, uciekając przed wymiarem sprawiedliwości, był już w Chicago, gdzie rozpoczął zawodową karierę. Mieszka tam do dziś wraz z żoną oraz dwójką dzieci. Wciąż myśli, że będzie zawodowym mistrzem świata.

Z kolejnych mistrzostw, w Sydney w roku 1991, Polacy wrócili bez sukcesów, choć Jan Dydak, pięściarz równie utalentowany jak Gołota czy Dariusz Michalczewski, w ćwierćfinale przegrał nieznacznie na punkty z Niemcem Torstenem Schmitzem. Równie smutny był powrót z Tampere dwa lata później. Odrodzenie polskiego boksu w Berlinie w 1995 r. (srebrne medale Roberta Ciby i Tomasza Borowskiego) było równie niespodziewane co krótkotrwałe. Znów przez jakiś czas mówiono o polskiej szkole, wróżono sukcesy, ale przyszłość nie potwierdziła nadziei. Polacy żyli już sukcesami zawodowców.

Walki Andrzeja Gołoty i Dariusza Michalczewskiego gromadziły przed telewizorami miliony widzów. Amatorzy stali się aktorami drugoplanowymi. Mało kto zaprzątał sobie głowę klęską w Budapeszcie (1997) i brązowym medalem Andrzeja Rżanego w dalekim Houston (1999). Bez echa przeszły też kolejne mistrzostwa w Belfaście (2001), Bangkoku (2003) i Mianyang (2005). Nie pokazała ich żadna telewizja, nikt więc nie widział, jak Aleksy Kuziemski zdobywa w Tajlandii brązowy medal. Teraz ostatni polski medalista mistrzostw świata idzie drogą Michalczewskiego. Jest zawodowcem w niemieckiej grupie Universum i jeszcze nie przegrał. Kto wie, może kiedyś też będzie mistrzem?

Nie wszyscy wybitni mistrzowie amatorów mieli szansę na karierę zawodową. Sześciokrotny mistrz świata wagi ciężkiej Kubańczyk Felix Savon nie zamierzał uciekać z Kuby. Tak samo jak czterokrotny złoty medalista Juan Hernandez Sierra (waga półśrednia) czy legendarny Stevenson. Zawodowcem nie chciał być trzykrotny mistrz świata Frantisc Vastag. Po zakończeniu kariery został trenerem reprezentacji Rumunii. Inny wybitny amator Aleksander Lebziak prowadzi kadrę Rosji.

Wśród tych, którzy zdobywali medale w gronie amatorów, na zawodowych ringach czarowali Portorykańczyk Wilfredo Gomez, Amerykanie Leon Spinks, Pernell Whitaker, Iran Barkley, Rosjanin Kostia Czju czy Kazach Wasilij Żirow. Aktualnymi mistrzami wagi ciężkiej są medaliści mistrzostw świata amatorów: Uzbek Rusłan Czagajew (WBA, mistrz z 2001 r.), Rosjanin Sułtan Ibragimow (WBO, brązowy medalista z 2001 r.). Starszy z braci Kliczków, Witalij, był wicemistrzem świata amatorów, a później był najlepszy w gronie zawodowców. Jego brat Władimir medalu w rywalizacji amatorów podczas mistrzostw świata nie zdobył, ale wygrał igrzyska olimpijskie, a teraz króluje na zawodowym ringu. Jest mistrzem organizacji IBF w wadze ciężkiej.

Słynny Oscar De La Hoya w mistrzostwach amatorów też nie stanął na podium, w 1991 r. w Sydney odpadł już w eliminacjach (przegrywając na punkty z późniejszym złotym medalistą Niemcem Marco Rudolphem), a wśród zawodowców mistrzem był siedem razy, w sześciu różnych kategoriach wagowych. W ringu zarobił kilkaset milionów dolarów, pobił wszystkie finansowe rekordy. Za walkę z Floydem Mayweatherem Jr. pięć miesięcy temu otrzymał 50 milionów, choć był to pojedynek przegrany.

Problemem boksu amatorskiego od lat jest sędziowanie. – Nazywają was białą mafią! – krzyczał na sędziów poprzedni prezydent AIBA, sędziwy Anwar Chowdry. Podczas mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich brał na dywanik dżentelmenów w muszkach i straszył, że za popełnione błędy poniosą karę i wrócą tam, skąd przyjechali. Chowdry miał do dyspozycji najnowocześniejsze kamery śledzące cały czas ich pracę. Miał w rękach bat, którym mógł ich chłostać, ale tak, żeby nikt poza gronem wtajemniczonych o tym nie wiedział. Sędziowanie wśród amatorów od lat jest anonimowe. Postronny człowiek zna tylko końcową punktację, na którą składa się praca pięciu sędziów. Cios jest zaliczony wtedy, gdy minimum trzech z pięciu sędziów zarejestruje go na elektronicznej maszynce w ciągu jednej sekundy. Zdarzały się już przypadki, że bokser, który wygrał u wszystkich pięciu sędziów, schodził z ringu pokonany. Wszyscy wiedzą, że to chory system, ale zmian wciąż brak. Dobrzy sędziowie się buntują, ale są w mniejszości. Chowdry wmawiał wszystkim, że walczy o sprawiedliwość, ale nawet ślepy widział, iż nie zapewnią jej chory system i poddani tak ogromnej presji znerwicowani ludzie.

Na szczęście bokserzy wymierzają sprawiedliwość sami. Gwiazdy nie walczą “pod maszynki”, tylko robią swoje i nie dają sędziom szansy na popełnienie błędu. Gorzej mają średniacy najbardziej narażeni na niekompetencję i układy. W tym gronie, niestety, od lat są Polacy. Nie mamy ani wielkich bokserów, ani układów. Polakom towarzyszy ostatnio raczej wizerunek pięściarskich nieudaczników. Jak na byłą bokserską potęgę, to przykre. I niewiele jest powodów, by wierzyć, że coś się zmieni w Chicago.

Złoty: Henryk Średnicki (waga musza), Belgrad – 1978Srebrne: Paweł Skrzecz (półciężka), Monachium – 1982; Robert Ciba (kogucia) i Tomasz Borowski (średnia), Berlin – 1995.Brązowe: Zbigniew Kicka (półśrednia), Hawana – 1974; Roman Gotfryd (piórkowa) i Jerzy Rybicki (lekkośrednia), Belgrad – 1978; Grzegorz Skrzecz (ciężka), Monachium – 1982; Tomasz Nowak (piórkowa) i Henryk Petrich (półciężka), Reno – 1986; Krzysztof Wróblewski (musza), Moskwa – 1989; Andrzej Rżany (musza), Houston – 1999; Aleksy Kuziemski (półciężka), Bangkok – 2003

Łukasz Maszczyk (48 kg), Rafał Kaczor (51 kg), Krzysztof Rogowski (54 kg), Michał Chudecki (57 kg), Krzysztof Szot (60 kg), Marcin Łęgowski (64 kg), Michał Starbała (69 kg), Dariusz Sęk (75 kg), Krzysztof Zimnoch (91 kg).

W wagach od papierowej (48) do półciężkiej (81) prawo startu na igrzyskach zapewnia awans do ćwierćfinału mistrzostw świata w Chicago. W kategorii ciężkiej i superciężkiej nominacje otrzymają tylko medaliści.

W czasach, gdy zawodowstwo było zakazane, to oni, amatorzy, bili rekordy popularności

Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku