W odpowiednim czasie nie wykorzystała tej akurat życiowej szansy, niemniej po krainie dźwięków porusza się do dziś płynnie i ze znawstwem. Kiedy rozmowa z nią schodzi na lekko dla mnie abstrakcyjne tematy muzyczne, milknę i staram się raczej słuchać i zapamiętywać, niż perorować. Podczas refleksji o koncertowych występach gwiazd, a zwłaszcza o tym, jak często tym największym zdarzają się fałszywe nuty i jak rzadko są one wyłapywane przez odbiorców jako dysonans, odkryłem zdumiewające analogie do świata sportu.
Na kortach Miami niespodzianka goni niespodziankę. Rodzimi kibice tenisa leją łzy, bo Agnieszka Radwańska, oczyma wyobraźni uplasowana już przez niektórych co najmniej w ćwierćfinale imprezy i zaraz potem w pierwszej dziesiątce światowego rankingu, nagle przegrała swój pierwszy mecz z piętnastoletnią dziewczyną z Portugalii.
W Serbii żałoba jeszcze większa, bo przecież zawiodły dwie największe gwiazdy – Ana Ivanović i Novak Djoković. Jeszcze kilka dni temu oboje byli fetowani z racji sukcesów w Indian Wells.
Dziś krytycy, często ci sami, którzy wcześniej chwalili, wytoczyli najcięższe działa i ostro strzelają w kierunku swoich wczorajszych bohaterów.
Zawodowy tenis ze względu na sposób ułożenia kalendarza jest dyscypliną jedyną w swoim rodzaju. Gra się non stop przez niemal 11 miesięcy w roku, podróżuje z jednej strony kuli ziemskiej na drugą, zmieniając klimat, strefy czasowe i nawierzchnie. Przystanek amerykański, na którym właśnie zatrzymały się gwiazdy, kumulację stanowi więcej niż szaloną. Trzeba pamiętać, że Kalifornia i Floryda to dwie nogi, na których oparte jest całe tenisowe szkolenie spod znaku USTA (Federacja Tenisowa USA), a wybór którejś ze szkół oznacza tam decyzję w sprawie modelu kariery.