Obaj zaliczają się do ścisłej światowej czołówki. 31-letni Tomasz Adamek był mistrzem świata organizacji WBC w kategorii półciężkiej. Tytuł zdobył w 2005 roku, wygrywając w Chicago z Australijczykiem Paulem Briggsem. Stracił go dwa lata później, przegrywając na Florydzie z Amerykaninem Chadem Dawsonem. Była to jego jedyna porażka w zawodowej karierze, w której wygrał 33 walki, w tym 22 przed czasem.
Dwa lata starszy O’Neil Bell to prawdziwy zabijaka, specjalista od nokautów. Z 26 wygranych pojedynków aż 24 skończył przed czasem, nokautując takich asów jak Marc Mormeck, Derrick Harmon czy Kelvin Davis. Był mistrzem świata trzech najważniejszych organizacji.
Wygrana w Katowicach dałaby Adamkowi prawo do walki z mistrzem świata Steve’em Cunninghamem. Polak zmienił ostatnio kategorię wagową: z 79,3 kg na 91 kg. To spora różnica, ale pięściarz z Gilowic przyznaje, że jego naturalna waga to ponad 90 kg i jej zbijanie przed kolejnymi ważnymi walkami stawało się dla niego coraz większą katorgą. Zapewnia, że w związku z większą masą nie stracił szybkości i ruchliwości, zwiększyła się natomiast siła jego ciosu.
„Walka z Bellem nie będzie jednak bijatyką — zapowiada Adamek. — Na pewno nie będę się bił z nim na jego warunkach, bo koszty byłyby zbyt wysokie. Będę uciekał w swoją prawą stronę od jego prawej, silniejszej ręki, kłuł lewym prostym. Nogi powinny wytrzymać wysokie tempo”.
Przygotowania Polaka do walki trwały ponad dziesięć tygodni, sparingi z partnerami specjalnie wynajętymi pod kątem sobotniego rywala — ponad pięć. „Wciąż jestem w drodze, wciąż w siebie inwestuję. Na przygotowania do walki z Bellem wydałem blisko 80 tys. złotych. Mogłem znacznie mniej, ale wtedy oszukiwałbym samego siebie. Odzyskam te pieniądze. Takie są w boksie reguły”, mówił Tomasz Adamek w wywiadzie dla „Rz”. Trzymajmy kciuki.