Jeśli w każdym wyścigu ktoś z czołowej czwórki będzie miał problemy i nie dojedzie do mety, a my nie będziemy mieli żadnych kłopotów i utrzymamy równą formę, to szansa zawsze jest… Ale tak jak mówię, patrząc na czystą prędkość jak na razie nie jesteśmy w stanie wygrać wyścigu.
Nie boi się pan, że ta równa forma zespołu się po drodze załamie? Czy wytrzymacie tempo rozwoju McLarena i Ferrari?
Zobaczymy. W zeszłym roku utrzymywaliśmy stałą stratę do czołówki, może poza ostatnimi trzema-czterema wyścigami. Jednak wtedy oni walczyli o mistrzostwo, a my byliśmy bezpiecznie na trzecim miejscu. Mamy odpowiednich ludzi i środki, aby dotrzymać kroku czołowym zespołom.
Ma pan chyba bardzo miłe wspomnienia z toru pod Barceloną. Czy przez to ten wyścig będzie dla pana specjalny?
To tutaj w grudniu 2005 r. po raz pierwszy poprowadziłem bolid Formuły 1. Od tamtej pory zmienił się nieco sposób prowadzenia samochodu – inne opony, brak elektroniki. Sam tor też trochę przebudowano. A wyścig jak wyścig – zwycięzca zgarnia 10 punktów, drugi na mecie osiem i tak dalej. Jest trochę inaczej, bo każdy spodziewa się czegoś nowego po rywalach, ale nie sądzę, aby w stawce doszło do jakiejś rewolucji.
Za kilka tygodni odbiera pan nagrodę imienia Lorenzo Bandiniego. Co znaczy dla pana to wyróżnienie?