Holandia: świat według San Marco

Mają piłkarzy w wielkich klubach, najlepszych trenerów, piękne wspomnienia z ME i mało wiary w siebie

Publikacja: 15.05.2008 03:45

Marco van Basten grał w piłkę pięknie jak mało kto. O prowadzonej przez niego reprezentacji nie możn

Marco van Basten grał w piłkę pięknie jak mało kto. O prowadzonej przez niego reprezentacji nie można już tak powiedzieć

Foto: AP

Holandia jest piłkarską depresją. Nauczyła się wymagać od swoich drużyn tak dużo, że właściwie nigdy nie jest z nich do końca zadowolona. Jak grają pięknie, to przegrywają w półfinałach i finałach, jak są wyniki, to styl nie taki itd. Była raz reprezentacja, której udało się połączyć piękno z wielkim sukcesem, ale od tamtych mistrzostw Europy w Niemczech mija już 20 lat odmierzanych kolejnymi rozczarowaniami i zmartwieniami na wyrost.

Gdyby wierzyć holenderskim komentatorom, wszystko ostatnio jest z ich piłką nie tak: liga nudna, bo ciągle wygrywa PSV, do tego za biedna, żeby liczyć na powtarzalne sukcesy klubów w europejskich pucharach. Młodzi za szybko wyjeżdżają za granicę, słynny system szkolenia w Ajaksie przestał się sprawdzać, ustawienie 4-3-3 zamiast dodawać skrzydeł, staje się kulą u nogi i już nawet AS Roma gra bardziej po holendersku niż Holendrzy.

Problem goni problem, a do tego jeszcze ta reprezentacja: jak drużyna mająca w składzie Rafaela van der Vaarta, Arjena Robbena, Robina van Persie, a na ławce trenera Marco van Bastena, który był na boisku samą elegancją i pięknem, może grać tak nieciekawie?

Dla van Bastena austriacko-szwajcarskie finały będą pożegnaniem z kadrą. Już w grudniu 2007 ogłosił, że odchodzi po turnieju, niewiele później podpisał kontrakt z Ajaksem i od lipca ma wyciągać z zapaści klub, z którego kiedyś ruszył w świat. Dla kibiców w Amsterdamie wciąż jest tym samym San Marco, któremu wszystko przychodzi łatwo i przyjemnie, a czegokolwiek dotknie, zamienia w sukces.

W kibicach reprezentacji wiary w van Bastena jest coraz mniej, zwłaszcza po mundialu w Niemczech. Pierwsze dwa lata jego pracy w kadrze były czasem euforii, następne dwa – narastającego zmęczenia sobą nawzajem. Podczas ubiegłorocznego meczu ze Słowenią zdarzyło się nawet, że część kibiców w Eindhoven gwizdała na van Bastena i wzywała, by odszedł.

Te gwizdy były skierowane do trenera, który przez ostatnie cztery lata przegrał tylko pięć meczów i bez problemów zakwalifikował drużynę do dwóch kolejnych wielkich turniejów, co wcześniej udało się tylko Guusowi Hiddinkowi.

W mundialu w Niemczech van Basten awansował z grupy śmierci z Argentyną, Wybrzeżem Kości Słoniowej i Serbią. W drugiej rundzie Holandia odpadła po burzliwym meczu z Portugalią, ale i za poprzedników van Bastena miała z tym rywalem ciągłe problemy (ledwie jedno zwycięstwo na dziesięć meczów). Wszystko to osiągnął człowiek, który przed przejęciem kadry nie prowadził żadnej drużyny seniorów. Kto inny zapewne byłby noszony na rękach, ale od van Bastena oczekiwano cudów, a do nich na razie daleko.

To drugi mistrz Europy z 1988 roku, któremu powierzono kadrę. Pierwszym był Frank Rijkaard, ale do niego przykładano zupełnie inną miarę. Rijkaard to Rijkaard: z Ajaksu wyjechał kiedyś, trzaskając drzwiami, opluł Rudiego Voellera, w wielkiej holenderskiej trójce grającej w Milanie był tym trzecim. Van Bastenowi zawsze przypadała rola rycerza bez skazy, za to z taką charyzmą, że co Gullit musiał sobie wywalczyć krzykiem, on załatwiał spojrzeniem.

Po przedwcześnie zakończonej karierze długo trzymał się z dala od piłki, wolał golfowe turnieje i spokojne życie pod Amsterdamem. Zabierał głos rzadko, ale gdy już to robił, mówił jak rewolucjonista: znieśmy spalonego, przywróćmy futbolowi piękno, weźmy napastników pod ochronę itp.

Wiadomość o tym, że zdecydował się pójść na kurs trenerski, była pod koniec 2002 r. na czołówkach holenderskich dzienników, półtora roku później przejął kadrę po nielubianym Dicku Advocaacie.

Zaczął od otwarcia drzwi i zrobienia przeciągu. Rozstał się ze znudzonym pokoleniem Kluivertów, Makaayów, Davidsów, Seedorfów, stawiał na nowe twarze, docenił własną ligę. Już nie trzeba było być piłkarzem Ajaksu, Feyenoordu lub PSV, by liczyć na miejsce w kadrze. Pojawiła się w niej cała grupa piłkarzy AZ Alkmaar, powołania dostawali zawodnicy, którzy ledwo zdążyli kopnąć piłkę w lidze, jak wchodzący wówczas dopiero do składu Ajaksu Ryan Babel czy Hedwiges Maduro. Jak van Basten nie miał do kogoś przekonania, rozstanie następowało szybko, a doświadczył tego choćby skłócony z trenerem do dziś Mark van Bommel.

Póki taka drużyna wygrywała mecz za meczem w eliminacjach, nikt decyzji selekcjonera głośno nie podważał. Dopiero na mundialu w Niemczech okazało się, że świat według San Marco wcale nie jest urządzony tak prosto, jak się wydawało. Piękna gra szybko się skończyła, lepiej zapamiętano brutalną kopaninę z Portugalczykami, do tego przegraną. Trener skłócił się z kolejnym piłkarzem – Ruudem van Nistelrooyem. Dopiero po blisko roku wzajemnych dąsów napastnik Realu mógł znów zagrać w kadrze.

„Magia zniknęła, liczą się przede wszystkim wyniki” – podsumowywał ostatnie eliminacje dziennik „Algemeen Dagblad”. Van Basten przeszedł podobną drogę jak Leo Beenhakker w Polsce. Najpierw przeciąg, potem domknięcie drzwi do kadry, gdy okazało się, że krajowa liga jednak nie jest w stanie co chwila dostarczać nowych kandydatów.

Odkrycia van Bastena, jak Babel czy Maduro, są już w klubach zagranicznych, wyjechali też Sneijder, Dirk Kuyt, Joris Mathijsen, a o następców w Eredivisie coraz trudniej. Kadra na Euro 2008 to drużyna z mundialu w Niemczech z niewielkimi poprawkami, ale dwa lata temu przewagę mieli w niej piłkarze z ligi holenderskiej. Teraz będą w zdecydowanej mniejszości.

W podstawowej jedenastce znajdzie się prawdopodobnie miejsce tylko dla dwóch: pomocników Giovanniego van Bronckhorsta z Feyenoordu i Demy de Zeeuwa z AZ. Jest jeszcze John Heitinga, ale on w Eredivisie już nie zagra, bo po turnieju przechodzi z Ajaksu do Atletico Madryt.

Van Basten może przebierać bez końca wśród kandydatów do gry w ataku. Jest ich kilkunastu, od Robbena przez van Nistelrooya, van Persiego, Klaasa Jana Huntelaara po Babela, i dziś nawet Kuyt mimo ważnych goli w Lidze Mistrzów dla Liverpoolu nie może być pewny wyjazdu do Austrii i Szwajcarii. Strzela za mało bramek, by zająć któreś z miejsc w ataku.

Im dalej od bramki rywali, tym gorzej. Rafael van der Vaart z Hamburger SV jest nietykalny, ale już Wesleyowi Sneijderowi z Realu nie zawsze udają się mecze z silnymi przeciwnikami. Brakuje w pomocy kogoś, kto nadałby grze rytm, a jednocześnie potrafił pomóc obrońcom. Kogoś takiego jak van Bommel, śmiertelnie obrażony na van Bastena.

Nie będzie też Clarence’a Seedorfa, którego van Basten przez pierwsze dwa lata pracy pomijał przy powołaniach, potem sobie o nim przypomniał, ale sadzał na ławce rezerwowych. We wtorek Seedorf przekazał mu, że na Euro nie chce jechać, bo jak powiedział „nie czuje zaufania trenera”.

Największym problemem jest jednak obrona. Świetny Edwin van der Sar w bramce ma zwykle dużo pracy, bo ani Joris Mathijsen z HSV, ani żaden z jego kolegów, poza Heitingą, nie gwarantują spokoju. Van Basten ciągle szuka kogoś nowego, daje szansę nawet 32-letniemu Mario Melchiotowi z Wigan. A obrona w grupowych meczach z Francją, Rumunią i Włochami może się okazać decydująca.

Niezależnie od tego, jak skończy się Euro 2008 dla Holendrów, od lipca nowym selekcjonerem zostanie Bert van Marwijk. Nie tak znany, nie tak charyzmatyczny, trochę nudny, ale może po burzliwych czasach van Bastena nuda dobrze kadrze zrobi. Van Marwijk nie będzie miał też problemu z przekonaniem do powrotu van Bommela. Jest jego teściem.

Bramkarze

Sander Boschker (FC Twente), Edwin van der Sar (Manchester United), Maarten Stekelenburg (Ajax) i Henk Timmer (Feyenoord)

Obrońcy

Wilfred Bouma (Aston Villa), Tim de Cler (Feyenoord), Urby Emanuelson, John Heitinga (obaj Ajax), Kew Jaliens (AZ), Joris Mathijsen (HSV), Mario Melchiot (Wigan Athletic), André Ooijer (Blackburn Rovers)

Pomocnicy

Ibrahim Afellay (PSV), Giovanni van Bronckhorst, Denny Landzaat (obaj Feyenoord), Orlando Engelaar (FC Twente), Rafael van der Vaart, Nigel de Jong (obaj HSV), Hedwiges Maduro (Valencia), Wesley Sneijder (Real Madryt) i Demy de Zeeuw (AZ)

Napastnicy

Ryan Babel (Liverpool), Klaas Jan Huntelaar (Ajax), Danny Koevermans (PSV), Dirk Kuyt (Liverpool), Ruud van Nistelrooy, Arjen Robben (obaj Real), Robin van Persie (Arsenal), Jan Vennegoor of Hesselink (Celtic)

4 razy Holandia docierała co najmniej do półfinału Euro: w 1988, 1992, 1996 i 2000 roku. W mistrzostwach zagra ósmy raz

Holandia jest piłkarską depresją. Nauczyła się wymagać od swoich drużyn tak dużo, że właściwie nigdy nie jest z nich do końca zadowolona. Jak grają pięknie, to przegrywają w półfinałach i finałach, jak są wyniki, to styl nie taki itd. Była raz reprezentacja, której udało się połączyć piękno z wielkim sukcesem, ale od tamtych mistrzostw Europy w Niemczech mija już 20 lat odmierzanych kolejnymi rozczarowaniami i zmartwieniami na wyrost.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?