Nazajutrz po spotkaniu z Niemcami piłkarze mieli tylko lekki trening, a po południu mogli robić, co chcieli. Tak już będzie po każdym następnym meczu. W czwartek, po Austrii – na pewno. We wtorek – po Chorwacji – miejmy nadzieję. Jeśli Polacy zakwalifikują się do drugiej rundy, to będą się przenosić z Austrii do Szwajcarii, ale trener na pewno da im trochę wolnego. Jeśli odpadną z rozgrywek, to w tym czasie będą pakować bagaże przed powrotem do domów.
Nikt w to nie wierzy. Poniedziałkowy czas wolny, przyjazd rodzin, wspólna kolacja wpłynęły na piłkarzy mobilizująco. W Quellenhotel & Spa, oddalonym o kilkaset metrów od siedziby Polaków, mieszkają działacze PZPN, ale od poniedziałku najbardziej widocznym gościem jest mały synek Mariusza Lewandowskiego. Ubrany w reprezentacyjny strój, z numerem 18, jak ojciec, i nazwiskiem, które ledwo mieści się na plecach, biega po hotelowych korytarzach, wzbudzając zainteresowanie większe niż Grzegorz Lato i Włodzimierz Smolarek. Do Michała Żewłakowa przyjechali rodzice i żona z synkiem. Do Leo Beenhakkera – córka. Niektórzy piłkarze wyjechali do Grazu i Wiednia.
Po kilkunastu godzinach wszystko wróciło do normy. We wtorek rano kadra znowu przeprowadziła trening za zamkniętymi drzwiami, więc niewiele nam o nim wiadomo. Poza tym, że Żurawski oglądał kolegów z boku, a Mariusz Lewandowski biegał wolno wokół boiska, ponieważ z powodu niewielkiego urazu kostki nie może ćwiczyć tak intensywnie jak pozostali koledzy. – Tylko oni mają problem – powiedziała rzeczniczka kadry Marta Alf. – Pozostali są zdrowi, nic nikomu nie dolega, i czekają na drugi mecz.
– O spotkaniu z Niemcami już nie myślimy – mówi Jacek Krzynówek. – Jest za nami, nie ma sensu do niego wracać. Odcięliśmy przeszłość. Stało się, nie można cofnąć czasu, więc nie warto rozpamiętywać. I to nieprawda, jak niektórzy panowie myślicie, że braliśmy pod uwagę porażkę, więc tak naprawdę nic się nie stało. Wychodziliśmy na boisko z myślą o zwycięstwie, bo zawsze tak robimy. Mamy za sobą jeden występ i ani jednego punktu. Dlatego tak ważne są następne mecze, bo nie możemy ich przegrać. Kontuzja Maćka Żurawskiego stanowi problem, ale jest nas tu 23 i każdy pali się do gry. Trener coś wymyśli.
Michał Żewłakow wracał z treningu z dużym opatrunkiem na prawym kolanie. – Opatrunek jest rzeczywiście duży – powiedział nasz obrońca – ale uraz żaden. Po prostu miałem kontuzję i na wszelki wypadek, profilaktycznie, lekarz przyłożył mi do kolana lód. Ale ćwiczyłem normalnie i mogę grać. Od panów dowiaduję się o tym, co powiedział podobno niemiecki pomocnik Torsten Frings, że chyba nikt nie zagra w tym turnieju słabiej od Polaków. Ani mnie to ziębi, ani grzeje. Niech sobie Frings żyje swoim życiem i wierzy nadal w swoją wielkość. Ja mam własną pracę do wykonania.