Turcja z Turcją w Bazylei

Dziś może odpaść z turnieju pierwszy gospodarz. I dla Szwajcarów, i dla Turków porażka oznacza koniec szans na wyjście z grupy, a podtekstów towarzyszących temu spotkaniu wystarczyłoby na kilka meczów

Aktualizacja: 11.06.2008 02:49 Publikacja: 11.06.2008 02:46

Turcja z Turcją w Bazylei

Foto: AFP

Trener Jakob Kuhn najlepiej pamięta, co się działo w Stambule trzy lata temu. Gdy szwajcarscy piłkarze w oblężonej przez Turków szatni stadionu Fenerbahce wyobrażali już sobie najgorsze, on cały czas zachowywał spokój. W tunelu, w którym Szwajcarów bili nawet ochroniarze, potem w szatni, a na końcu w obrzucanym kamieniami autobusie.

Dodawał otuchy tym, którzy chcieli kłaść się na podłodze autobusu, przekonywał, że wszystko musi się skończyć dobrze. Po tamtym listopadowym wieczorze Kuhn został Szwajcarem roku – za to, że przeprowadził drużynę nie tylko przez baraże z Turcją do finałów mundialu, ale i z boiska na lotnisko w Stambule.

Od tego czasu minęły niespełna trzy lata, skończyły się dyskwalifikacje, obie strony wyciągnęły ręce do zgody. Gdy w ubiegłym tygodniu żona szwajcarskiego trenera trafiła w ciężkim stanie do szpitala, jego turecki kolega po fachu Fatih Terim wysłał do Kuhna esemes ze słowami pocieszenia.

Bulwarowy „Blick” podgrzewa jednak emocje. „To już za nami, ale nie zapomnieliśmy” – pisze, przypominając, że obrońca Stephane Grichting, kopnięty w krocze przez Alpaya, wciąż nie wyleczył się do końca. Szwajcarska policja przygotowywała się do tego meczu od losowania grup, zaprosiła do pomocy swoich kolegów z Turcji. Tylko wokół Bazylei mieszka kilkanaście tysięcy emigrantów z Turcji, ale wielu z nich to Kurdowie, którzy emigrowali, uciekając przed represjami.

Żeby było przewrotnie, naprzeciw reprezentacji Turcji stanie drużyna, która od lat wspomaga się tureckimi imigrantami. Kubilay Türkyilmaz był długo razem z Maksem Abegglenem rekordzistą w liczbie bramek strzelonych w reprezentacji Szwajcarii. Dopiero Alexander Frei poprawił ich rekord. W obecnej drużynie piłkarzy z tureckimi korzeniami jest trzech: Gokhan Inler, Eren Derdiyok i Hakan Yakin. Inler grał nawet dla tureckiej młodzieżówki, ale Kuhn obiecał mu lepszą przyszłość w szwajcarskiej kadrze. Yakin ma już za sobą 67 meczów w kadrze, ale nigdy nie zagrał przeciwko Turcji. Dziś będzie biegał w ataku obok Marco Strellera.

Inler, Derdiyok, Yakin to tylko początek wyliczanki. Pod rządami obecnego trenera Szwajcaria stała się reprezentacją całego świata. Połowa kadrowiczów jest albo synami imigrantów, albo ma przynajmniej jednego z rodziców pochodzącego spoza Szwajcarii. Johan Djourou jest z Wybrzeża Kości Słoniowej, Johan Vonlanthen urodził się w Kolumbii, Gelson Fernandes pochodzi z Wysp Zielonego Przylądka, a Valon Behrami z Kosowa. Philipp Senderos ma korzenie w Serbii i Hiszpanii, Diego Benaglio i Tranquillo Barnetta we Włoszech, Ricardo Cabanas to syn Hiszpanów, a Patrick Müller przyjechał z Austrii.

Tych „Secondos”, jak są tu nazywani, mogło być w kadrze jeszcze więcej. To Szwajcarzy uczyli grać w piłkę Mladena Petricia i Ivana Rakiticia, którzy potem wybrali Chorwację, tak jak Zdravko Kuzmanović z Fiorentiny zdecydował się grać dla Serbii.

Wśród mieszkańców Szwajcarii imigranci stanowią jedną piątą, ale wśród 250 tysięcy zarejestrowanych piłkarzy – aż 40 procent. Dziś ich drużyna będzie walczyła o to, by ostatni mecz grupowy z Portugalczykami nie był pożegnalnym spotkaniem. Dla Turków stawka jest jeszcze wyższa, bo po meczu z Portugalią mają nie tylko zero punktów, ale i opinię brutali, mało zainteresowanych piłką. Szwajcarzy po nieszczęsnym meczu z Czechami mogli przynajmniej liczyć na współczucie. Turcy, a zwłaszcza Fatih Terim, nie zostali oszczędzeni nawet przez swoich kibiców.

Dla Szwajcarów ten turniej zaczął się najgorzej jak można. Choroba żony trenera, porażka, kontuzja kapitana Alexandra Freia, a do tego od początku Euro zachmurzone niebo, wiatr i deszcz. Dotychczas jedynym gospodarzem wielkiego turnieju, który odpadł w fazie grupowej, była Belgia w 2000 roku.

Frei, tak jak Fabio Cannavaro, mimo kontuzji pozostał z drużyną. Będzie ją wspierał tak jak w drugiej połowie meczu z Czechami, gdy stał przy ławce wsparty na kulach. – Mamy marzenie i je spełnimy – mówił wczoraj.

Trener Jakob Kuhn najlepiej pamięta, co się działo w Stambule trzy lata temu. Gdy szwajcarscy piłkarze w oblężonej przez Turków szatni stadionu Fenerbahce wyobrażali już sobie najgorsze, on cały czas zachowywał spokój. W tunelu, w którym Szwajcarów bili nawet ochroniarze, potem w szatni, a na końcu w obrzucanym kamieniami autobusie.

Dodawał otuchy tym, którzy chcieli kłaść się na podłodze autobusu, przekonywał, że wszystko musi się skończyć dobrze. Po tamtym listopadowym wieczorze Kuhn został Szwajcarem roku – za to, że przeprowadził drużynę nie tylko przez baraże z Turcją do finałów mundialu, ale i z boiska na lotnisko w Stambule.

Pozostało 83% artykułu
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Sport
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski. Poznaliśmy nominowanych
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką