Od zera do milionera i z powrotem

Nigdzie na świecie sportowcy nie zarabiają tak wielkich pieniędzy jak w USA. Nigdzie również tak wiele nie wydają. Czasem mądrze, czasem bez sensu - pisze nasz korespondent z Los Angeles

Aktualizacja: 27.08.2008 08:47 Publikacja: 27.08.2008 03:06

Mike Tyson. Utrzymanie białego tygrysa kosztowało go miesięcznie 9180 dolarów

Mike Tyson. Utrzymanie białego tygrysa kosztowało go miesięcznie 9180 dolarów

Foto: EAST NEWS

Czy można zgromadzić w całej karierze ponad 300 milionów dolarów, a mimo to ogłosić bankructwo? Bokser Mike Tyson udowodnił, że jak najbardziej, czyniąc to w 2003 roku, gdy wartość jego długów przekroczyła 27 milionów. Wcześniej wydawał zarobione pieniądze na lewo i prawo, inwestował w zupełnie nieudane interesy oraz takie zachcianki jak biały tygrys. Jego utrzymanie, w tym opłacanie opiekuna i tresera, kosztowało go miesięcznie 9180 dolarów. Trudno powiedzieć, ile Tyson wydał na limuzyny, choć miał w zwyczaju kupować je nawet dla znajomych.

Bardziej precyzyjne dane w tym zakresie są dostępne w przypadku bejsbolisty Jacka Clarka, który kupił aż 17 spośród 18 luksusowych maybachów (każdy kosztował około 375 tysięcy dolarów) na kredyt, zanim ogłosił upadłość.

Szybszy środek lokomocji upatrzył sobie koszykarz Scottie Pippen, który w latach 90. bardzo pomógł Michaelowi Jordanowi w zdobyciu sześciu tytułów mistrza NBA z Chicago Bulls. Znacznie gorzej Pippen radził sobie poza boiskiem. Pewnego dnia zamarzył o kupnie samolotu, na co pożyczył z banku 4,375 miliona dolarów. Do tego doszły koszty ubezpieczenia, paliwa, umowy o pracę z pilotem oraz eksploatacji. Wydatek okazał się też mało praktyczny, bo Pippen nie miał czasu i ochoty na wykorzystywanie samolotu. Nie kwapił się także ze zwrotem pożyczki. Obecnie, według informacji sądowych, jest winien 5 mln dolarów plus nagromadzone przez lata odsetki.

Inny koszykarz Latrell Sprewell, który zarobił prawie 100 milionów najpierw kupił zamówiony we Włoszech jacht, który ze względu na niespłacone raty nigdy nie opuścił zakładu, gdzie go skonstruowano. W ubiegłym roku bank wylicytował dom Sprewella. Jak sportowiec roztrwonił fortunę? Nie wiadomo.

Pewną podpowiedź stanowi jednak przykład innego koszykarza Charlesa Barkleya, który też zostałby bankrutem, gdyby w ostatnich latach nie zaczął robić kariery jako słynący z ciętych ripost i satyrycznego spojrzenia analityk telewizji TNT.

„Sir Charles” zawsze miał słabość do hazardu i lubił znikać w Las Vegas. Tam przy black jacku wydawał fortuny. Barkley otwarcie przyznał się jednak do swojego nałogu w ubiegłym roku, oczywiście na antenie TNT.

– Czy mam problem z hazardem? W pewnym sensie tak, ale nie nazwałbym tego problemem, ponieważ stać mnie na grę w kasynach – powiedział, po czym poinformował, że to „hobby” już kosztowało go ponad 10 milionów dolarów. Jednak w maju tego roku kasyno Las Vegas Strip oskarżyło Barkleya, że nie chce spłacić długu przekraczającego 400 tysięcy.

Gdy do akcji wkroczył prokurator, koszykarz obiecał, że błyskawicznie ureguluje należności. – Nie jestem bankrutem, wszystko zostanie załatwione – zadeklarował.

Bejsbolista Jack Clark kupił sobie 18 luksusowych samochodów. 17 na kredyt

Kłopoty ma też wielokrotny bokserski mistrz świata w wadze ciężkiej Evander Holyfield. Może w każdej chwili stracić swój gigantyczny (109 pokoi, w tym 17 łazienek!) dom w Atlancie ze względu na opóźnienia w spłacie kredytu. Washington Mutual Bank wygrał sprawę w sądzie i 1 lipca posiadłość została wystawiona na licytację. Co gorsza, firma z Utah zajmująca się architekturą zieleni założyła osobną sprawę, domagając się 550 tysięcy dolarów za swe usługi.

To tłumaczyłoby, dlaczego, będąc grubo po czterdziestce, Holyfield nie schodzi z ringu. O jego problemach finansowych świadczy najlepiej fakt, że zwrócił się o pomoc do matki swojego 10-letniego dziecka Toi Irvin, która zgodziła się czasowo zrezygnować z alimentów wynoszących 3 tysiące dolarów miesięcznie. I to wszystko stało się udziałem pięściarza, który swego czasu dostał 20 milionów za tylko jedną walkę z Lennoksem Lewisem.

Nie wszyscy sportowcy tracą fortuny samodzielnie. Czasem „pomagają” im w tym życzliwi doradcy. W latach 80. legendarny koszykarz Los Angeles Lakers Kareem Abdul-Jabbar dał uprawnienia do korzystania z osobistego konta agentowi Tomowi Collinsowi i zanim się zorientował – był już biedniejszy o 9 milionów dolarów.

Rozgrywający New York Knicks i Indiana Pacers Mark Jackson, obecnie komentator telewizji ESPN, także trafił na obrotnego menedżera, który podsunął mu do podpisania czek na 2,6 miliona dolarów pokrywający… własny dług w kasynie.

– Nieostrożni zawodnicy bankrutują, ponieważ otaczają się złymi ludźmi. Znam wybitnego kiedyś koszykarza, zaliczanego do 50 najlepszych w historii, który musiał sprzedać swoje trofea – mówi były center Orlando Magic Danny Schayes.

Jak z tego widać niektórzy sportowcy wydali pieniądze, których teoretycznie nie da się wydać, a nawet… więcej. Zapominali, że nie tylko sława jest ulotna, ale fortuna także. Jaki z tego wniosek? Amerykańska kariera „od zera do milionera” to może być tylko połowa drogi.

Czy można zgromadzić w całej karierze ponad 300 milionów dolarów, a mimo to ogłosić bankructwo? Bokser Mike Tyson udowodnił, że jak najbardziej, czyniąc to w 2003 roku, gdy wartość jego długów przekroczyła 27 milionów. Wcześniej wydawał zarobione pieniądze na lewo i prawo, inwestował w zupełnie nieudane interesy oraz takie zachcianki jak biały tygrys. Jego utrzymanie, w tym opłacanie opiekuna i tresera, kosztowało go miesięcznie 9180 dolarów. Trudno powiedzieć, ile Tyson wydał na limuzyny, choć miał w zwyczaju kupować je nawet dla znajomych.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku