Nie ma w strefie medalowej broniącej tytułu sprzed czterech lat Hiszpanii, nie ma klasyfikowanej na pierwszym miejscu w rankingu FIBA Argentyny, ale obydwa mecze o prawo gry w finale zapowiadają się bardzo ciekawie. Żaden z półfinalistów nie znalazł się w najlepszej czwórce przypadkowo.
Z wyjątkiem Serbii są to zespoły, które nie poniosły dotychczas porażki w turnieju. Serbom zdarzyło się przegrać jedyny raz w fazie grupowej: 81:82 z Niemcami po dwóch dogrywkach, ale potem potrafili pokonać m.in. Argentynę i w ćwierćfinale wyrzucić za burtę turnieju Hiszpanów, rewanżując się za porażkę w ubiegłorocznym finale mistrzostw Europy w Katowicach.
Drużynie USA, która przyjechała do Turcji odzyskać tytuł mistrza świata po latach bezskutecznych starań (ostatni raz reprezentacja ojczyzny koszykówki zdobyła złoto w 1994 roku w Kanadzie), na drodze do celu stają zespoły wyłącznie europejskie. Amerykanie idą w tym turnieju od zwycięstwa do zwycięstwa, głównie dzięki znakomitej motoryce, szybkości i przygotowaniu kondycyjnemu, ale ich grupowy mecz z Brazylią (wygrany w dość szczęśliwych okolicznościach zaledwie 70:68), a także ćwierćfinał z Rosją, w którym rywale prowadzili, dopóki starczyło im sił (35:30 po 15 minutach), pokazał, że wcale nie mogą być pewni ostatecznego sukcesu. Ekipa 63-letniego trenera Mike’a Krzyzewskiego do półfinałowego pojedynku musi wyjść szczególnie skoncentrowana.
Przed czterema laty w Japonii właśnie na tym etapie Amerykanie odpadli z rywalizacji o złoto mistrzostw świata, przegrywając z Grecją. Na igrzyskach w Sydney ich olimpijski tytuł też wisiał na włosku, ale Litwin Ramunas Siskauskas nie trafił w ostatnich sekundach półfinału trzypunktowego rzutu, który mógł odebrać zwycięstwo faworytom.
Teraz Litwini znów stają naprzeciw Amerykanów. Dla utytułowanej w Europie i na igrzyskach olimpijskich reprezentacji naszych sąsiadów to dopiero pierwszy występ w półfinałach mistrzostw świata. Podopieczni trenera Kestutisa Kemzury grają w tych mistrzostwach rewelacyjnie. Ich półfinałowe zwycięstwo nad Argentyną nie podlegało dyskusji, a przecież w zespole rywali występują m.in. znani z NBA i mający w dorobku złote medale olimpijskie Luis Scola, Carlos Delfino i Fabrizio Oberto.