Piłkarze odczytują apele, biali obejmują się przed kamerami z czarnoskórymi. W Polsce nie słychać ostatnio o rzucanych na boisko bananach, ale to nie znaczy, że rasizmu już nie ma.

Czarnoskórzy piłkarze wciąż mają niższe pensje od białych, przeznacza się dla nich gorsze mieszkania, a z pomocą klubu w codziennym życiu też nie jest idealnie. Nawet ulubieniec Warszawy Dickson Choto zarabiał do niedawna mniej od swoich białych kolegów znacznie od niego słabszych.

Nie każdy miał takie szczęście jak Emmanuel Olisadebe w stołecznej Polonii. Jego interesów pilnował obrotny menedżer, a sam piłkarz szybko stał się dla drużyny niezbędny. Ale nim do tego doszło, Olisadebe przeszedł w kilku polskich klubach gehennę. W jednym, w którym zresztą żaden czarnoskóry zawodnik nigdy nie zagrał, oskarżono go o kradzież. Nawet kiedy Olisadebe grał już w reprezentacji, chodził na zgrupowaniach zawsze z telefonem przy uchu, co uniemożliwiało nam zadanie jakiegokolwiek pytania. Aż raz ten telefon w naszej obecności zadzwonił.

Olisadebe bronił się w ten sposób przed wrogim światem. A kiedy już kilka strzelonych bramek poprawiło jego samopoczucie, okazało się, że jest znacznie bardziej inteligentny od niejednego swojego polskiego kolegi z kadry, dowcipny, skory do żartów, więc stał się naszym ulubieńcem Olim.

Być może Olisadebe ma w Polsce niejednego potencjalnego następcę, ale żeby spełnił on nadzieje, musi się tu przede wszystkim dobrze czuć.